czwartek, 30 czerwca 2016

#Stosik 6/2016 ~ czerwiec






























  • J.K. Rowling - Harry Potter i Kamień Filozoficzny (wersja ilustrowana) - zdecydowanie największa perełka tego stosiku. Kupiona za jedyne 15 zł w Empiku!
  • Joe Sugg - Username: Evie - moja pierwsza powieść graficzna w życiu! Mam nadzieję, że będzie to udane spotkanie bo zapowiada się naprawdę ciekawie :) Egzemplarz recenzencki od wydawnictwa Insignis.
  • Victoria Scott - Tytany - najnowsza książka autorki "Ogień i woda" wreszcie w Polsce. Mam nadzieję, że dorówna ona poprzednim powieścią pani Scott. Egzemplarz recenzencki od wydawnictwa IUVI.
  • Lucia Vaccarino - Tini. Moje nowe życie - trochę zagmatwane z tą książką, ale nie jest źle. I do tego oprawa graficzna jest śliczna. Już przeczytana. Egzemplarz recenzencki od wydawnictwa Egmont.
  • Star Wars: Przebudzene mocy; Star Wars: Przebudzenie Mocy. Historia Rey - tej drugiej nie widać na zdjęciu, ponieważ obecnie ma ją Zuza. Mam nadzieję, że książeczki skutecznie zachęcą mnie do obejrzenia filmu ;) j.w.
  • Paco Jimenez - Luna. Początek lata - bardzo wesoła i pozytywna powieść dla dzieci, idealna na lato. JUż przeczytana. j.w.
  • Melissa de la Cruz - Powrót na Wyspę Potępionych - wreszcie kontynuacja jest w moich łapkach. "Wyspa Potępionych" bardzo mi się spodobała, dlatego mam duże oczekiwania co do tej powieści. j.w.
  • Jennifer Lynn Barnes - Naznaczeni - prawie że paranormalne moce i FBI czyli klimaty które uwielbiam. Coś czuję, że to będzie bardzo dobra książka. Egzemplarz recenzencki od portalu Papierowy Pies.
  • Christie Golden - Warcraft. Durotan - nigdy nie grałam w grę, filmu także jeszcze nie oglądałam, ale liczę na dobrą przygodówkę. j.w.
  • Alyson Noel - Niezrównani - najnowsza powieść autorki "Nieśmiertelnych". Już przeczytałam i niestety się zawiodłam. Recenzja niedługo. j.w.
  • Dawid Grossman - Wchodzi koń do baru - ktoś coś wie o tej książce? Nie za bardzo jestem do niej przekonana. Prezent od organizatorek Festiwalu Książki w ramach podziękowania za wolontariat.
  • Stephanie Perkins - Ktoś mnie pokocha. 12 wakacyjnych opowiadań - przeczytałam kilka z nich i przypadły mi one do gustu. Zapraszam Was do obejrzenia filmiku gdzie mówię trochę o jednym z opowiadań. Otrzymane od wydawnictwa Moondrive w ramach bookathonu. 
  • Shannon Hale - Ever After High. Księga Legend - liczę na dobrą i lekką książkę dla dzieci. Z Festiwalu Książki.



Podsumowanie czerwca

Książki przeczytane w tym miesiącu:
1. James Dashner - Więzień labiryntu
2. Paco Jimenez - Luna. Początek lata
3. Lucia Vaccarino - Tini. Moje nowe życie
4. Anna Gręda - Ogar Boga. Popiół i piach
5. Alyson Noel - Niezrównani
co daje 1521 stron

Najlepsza książka: Więzień labiryntu
Najgorsza książka: Niezrównani
Największe zaskoczenie: Ogar Boga. Popiół i piach

Książki zrecenzowane w tym miesiącu:

niedziela, 26 czerwca 2016

Kiera Cass - Korona

Dwadzieścia lat minęło od wydarzeń z „Jedynej”. Córka Americi i Maxona - księżniczka Eadlyn nie sądzi, że uda jej się znaleźć prawdziwego partnera wśród konkursowych trzydziestu pięciu zalotników, nie mówiąc już o prawdziwej miłości. Ale czasami serce znajdzie sposób, aby nas zaskoczyć. Eadlyn musi dokonać wyboru, który okaże się trudniejszy niż ktokolwiek się mógł spodziewać...

Nie mogłam się doczekać, kiedy Korona wreszcie trafi w moje ręce. W końcu jest to prawdziwe zakończenie serii którą poznałam trzy lata temu i mam do niej ogromny sentyment. Na pewno o niej nie zapomnę. Wracając, spodziewałam się zakończenia z rozmachem, pełnym przepychu. Dostałam jednak zupełne przeciwieństwo – mimo tego jestem pozytywnie zaskoczona i pod wrażeniem wykreowanego przez autorkę świata. Nie jest to dokładnie to, czego się spodziewałam, jednak po skończeniu na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Uważam, że naprawdę warto poznać tą przyjemną serię, która pozwala się zrelaksować.

Kiera Cass kolejny raz się popisała, posługując się lekkim i przyjemnym piórem, dzięki czemu czytanie idzie jak z płatka. Nie sposób się także oderwać od lektury. Akcja gna do przodu, nie zostawiając Czytelnikowi czasu na rozmyślanie nad tym co było, a zmuszając do zastanowienia się nad tym, co dopiero będzie. W tej części oczywiście nie zabrakło także pięknych sukien i słodkich sytuacji, które tak bardzo wszyscy polubili w poprzednich częściach.

W Koronie łatwo zauważyć zmianę, jaka zaszła w Eadlyn. Stała się bardziej odpowiedzialna, poważna i zdająca sobie sprawę ze swoich wyborów. Także nie raz udowodniła, jak wiele jest w stanie zrobić dla rodziny, a także poddanych. Muszę przyznać, że wreszcie ją polubiłam. W rodzinie królewskiej dzieje się dużo rzeczy. Jedne pozytywne, inne niekoniecznie. Przez pewien czas miałam wrażenie, że do niej należę, a to dzięki autorce, która opisała to tak dokładnie. W Koronie o wiele bardziej skupiamy się na głównej bohaterce niż na Kandytach, jednak w żaden sposób to nie przeszkadza.

Mimo wielu negatywnych opinii na temat „Rywalek” ta seria pozostaje jedną z moich ulubionych. Jest lekka i urocza ale nie brakuje w niej odrobiny problemów. Uważam, że Korona jest dobrym zwieńczeniem całej historii, mimo tego, że zaczęłam podejrzewać jak to się skończy. Co prawda, nie postąpiłabym tak jak Eadlyn, ale jak najbardziej szanuję jej wybór i cieszę się, że zrobiła to, co podpowiadało jej serce. Mam wrażenie, że Kiera Cass podczas pisania nagle zmieniła pomysł na zakończenie, ale nie wyszło to tak źle. Pomimo zdecydowanie najgorszej okładki, treść jest jak zwykle piękna.





8/10





„Może to nie pierwsze pocałunki powinny być takie szczególne,  tylko ostatnie?”



Selekcja
Rywalki. Książę i gwardzista | Rywalki. Królowa i faworytka

środa, 15 czerwca 2016

Światła, kamera, AKCJA!: Teen Wolf - sezon 1


Serial opowiada o chłopaku o imieniu Scott McCall, który pewnego dnia za namową swojego najlepszego przyjaciela Stilesa wybiera się do lasu w celu poszukiwania zwłok. Podczas tej przygody zostaje zaatakowany przez wilkołaka. Rozpoczyna to w jego życiu ciąg nietypowych zdarzeń, co sprawi że jego świat zostanie obrócony dosłownie do góry nogami. Odkrywa w sobie różne super moce, z którymi raz radzi sobie lepiej, raz gorzej. Niebywałym plusem okazuje się poznanie pięknej dziewczyny - Allison, w której nieuchronnie się zakochuje. Okazuje się jednak, że wszystko nie jest tak różowe gdy odkrywa, że jej rodzina jest łowcami wilkołaków. To jednak nie koniec kłopotów Scotta. Niewyjaśnione jest ciągle to, kto go zaatakował i kim jest samiec alfa, ile wspólnego ma z tym Derek Hale i jak poradzić sobie w swoim zwykłym świecie w tak nietypowych okolicznościach.

Od dłuższego czasu chciałam zacząć oglądać Teen Wolf. Wszędzie o nim słyszałam i wszędzie widziałam jego urywki. W końcu jednak dałam się przekonać i obejrzałam pierwszy odcinek. Wciągnęłam się jak nigdy dotąd. Serial ten mówi o wilkołakach inne rzeczy, niż na przykład „Zmierzch” czy „Underworld”. Te stworzenia dzielą się na trzy grupy – Alfy, Bety i Omegi. Kolor ich oczu również ma znaczenie. Dzieje się w tym serialu naprawdę wiele, a ja po prostu nie mogę się oderwać i oglądam odcinek za odcinkiem, zachęcając do niego coraz więcej osób.

Efekty specjalne są ciekawe, chociaż nie można spodziewać się nie wiadomo czego, przecież pierwszy sezon był kręcony w  2011 roku, a wtedy niektóre rzeczy nie wyglądały tak dobrze, jak powinny. Muzyka idealnie pasuje, tworząc niesamowitą atmosferę. Głównie akcja dzieje się w szkole i w lesie, chociaż nie raz pojawiają się inne miejsca, na przykład dom Scotta, Stilesa, czy Allison. Fabuła jest wciągająca, pełna nagłych zwrotów akcji i mnóstwa tajemnic oraz zagadek. Oglądając Teen Wolf czuję się jak swego rodzaju detektyw, starający się rozwiązać coraz to nowe zagadki. Ale teraz może przejdźmy do najciekawszej rzeczy, o której mam ochotę bardzo dużo napisać!

Aktorzy, a dokładniej mówiąc gra aktorska. Moim ulubionym aktorem zdecydowanie jest Dylan O’brien grający Stilesa, czyli najlepszą postać w całym serialu. Gdy w serialu jest napięta atmosfera, na pewno zaraz zjawi się Stiles, żeby ją rozładować. Pozytywna postać pełna humoru, pomocna, po prostu przyjacielska. Nie da się jej nie polubić! Za to Dylan odgrywa ją genialnie, potrafiąc zagrać każdą emocję bezbłędnie. Dalej Tyler Hoechlin (Derek) który wydaje się niesamowicie poważny i trochę przerażający. Lubię go, chociaż nie aż tak bardzo. Tyler ma duży potencjał, co można zobaczyć w następnych sezonach. Skoro jesteśmy przy Tylerach, to czas na Tylera Posey, który gra głównego bohatera, czyli Scotta. Gra fajnie, chociaż musi jeszcze trochę popracować. Lydia grana przez Holland Roden jest ciekawą postacią. Uważam jednak, że niepotrzebnie udaje głupiutką, gdyż tak naprawdę jest bardzo utalentowana. A Holland wychodzi idealnie odgrywanie jej. Na koniec Crystal Reed (Allison) która również powinna trochę popracować nad swoją grą aktorską.  Za to grana przez nią postać, Allison, wydaje mi się sztuczna i niezbyt ją
polubiłam. Zresztą z rodziny Argentów nikt nie przypadł mi do gustu.

Jak widzicie, moim zachwytom nie ma końca. Ciekawa fabuła, barwni bohaterzy i mnóstwo zagadek oraz akcji. Jest tu duża dawka fantastyki, więc polecam ją zwłaszcza tym osobom, które ją lubią. Chociaż powinno się spodobać większości osób. Ale ostrzegam! Można się uzależnić.





8/10






CIEKAWOSTKA: Tyler Posey najczęściej zapomina co ma w scenariuszu.

niedziela, 12 czerwca 2016

Natalia Paździor - Masterchef Junior

Mogłoby się wydawać, że obsadzenie dzieci w roli kucharzy nie jest najlepszym pomysłem. Ta teza nie znajduje potwierdzenia w przypadku małych bohaterów programu „MasterChef Junior”. Młodzi, bardzo młodzi kucharze z olbrzymią pasją i równie wielkim zaangażowaniem przygotowują potrawy, które wzbudzają podziw profesjonalistów. Pieką babkę bananową, budują buraczaną wieżę, serwują chałwę w trzech odsłonach, na język kulinarny przekładają smak lata! Swoją pasją zarażają innych, wśród których są również ich rówieśnicy. Udowadniają, że można świetnie się bawić i zawierać przyjaźnie nie tylko w piaskownicy czy na boisku, ale także w otoczeniu akcesoriów kuchennych. W tej książce przedstawiamy przepisy małych mistrzów patelni, chochli i miksera. Z pewnością zachęcą one zarówno dorosłych, jak i młodych fanów gotowania do eksperymentowania w świecie smaków i zapachów!

Zacznijmy od tego, że książka kulinarna, w której swoje przepisy zawarła Natalia Paździor, jest ślicznie wydana. Każda strona jest kolorowa, a przepisy są oprawione zdjęciami. Czcionka jest zupełnie taka sama, jak uczy się pisać w szkole podstawowej. Dzięki temu można poznać, że książka ta jest głównie skierowana do młodszych odbiorców, chociaż uważam, że osobom które dopiero zaczynają przygodę z gotowaniem również przypadnie do gustu. Większość przepisów jest prosta, a dania zachęcające, chociaż niektóre są wymysłem nie z tej ziemi.

Dzięki tej pozycji możemy również poznać przeróżne przyprawy, zioła i makarony, które są przedstawione na zdjęciach. Jest to ciekawy pomysł, zwłaszcza dla chcących się nauczyć trochę więcej o gotowaniu. Na koniec znajdziemy po jednym przepisie od finałowej czternastki Masterchefa Junior. Niektóre zdania w przepisach są źle sformułowane bądź źle ujęte, ale ogólnie mówiąc, jest to ciekawa pozycja zarówno dla dzieci jak i dorosłych.





7/10

czwartek, 9 czerwca 2016

Tim Tharp - Cudowne tu i teraz

Sutter Keely to rozrywkowy gość, który poderwie do tańca największego smutasa. W szkole daleko mu do orła, nie planuje studiów i prawdopodobnie spędzi większość życia, składając koszule w sklepie z męską odzieżą. Trudno. Ważne, że miasto jest pełne kobiet, a dobry alkohol potrafi sprawić, że życie jest absolutnie fantastyczne.

Pewnego ranka po nocnej balandze Sutter budzi się na obcym trawniku i poznaje Aimee. Aimee nie wie, o co chodzi w życiu. Aimee to towarzyska porażka. Aimee potrzebuje pomocy, więc bohaterski Sutterman podejmuje wyzwanie. Ma plan: pokaże jej, na czym polega dobra zabawa i puści ją wolno, gdy będzie gotowa żyć pełnią życia. Jednak okazuje się, że Aimee to dziewczyna inna niż wszystkie, które poznał do tej pory. Nie wiedząc kiedy i jak, Sutter zakochuje się po uszy. Do tego czuje, że po raz pierwszy w życiu ma wpływ na kogoś innego – może mu pomóc, ale może też go zniszczyć…

Tym razem o książce, którą bardzo chciałam przeczytać, a gdy to zrobiłam, bardzo się zawiodłam. Dlaczego akurat wtedy, kiedy spodziewałam się czegoś niesamowitego na miarę Johna Greena, okazało się, że to zupełnie coś innego? W Cudownym tu i teraz tak wiele rzeczy mnie zdenerwowało, że aż brak mi słów. Zaczynając od bohaterów, poprzez fabułę, kończąc na stylu pisania. Film zapowiada się lepiej, więc możliwe, że go obejrzę, chociaż po przeczytaniu pierwowzoru nie jestem co to tego przekonana.

Zacznijmy może od samego autora, którym jest Tim Tharp. Pierwsza uwaga – autor niepotrzebnie stara się naśladować styl pisania Johna Greena. Gdyby robił to chociaż dobrze, ale niestety niekoniecznie mu to wychodzi. Przez to już po przeczytaniu kilku stron, Czytelnik ma dosyć i czuje się znudzony. Druga uwaga – fabuła wymaga dopracowania. Akcja gna na łeb, na szyję, stając się coraz bardziej oczywistą i schematyczną. Plus jaki tu znalazłam jest taki, że autor zostawił „otwartą bramkę” jeśli chodzi o zakończenie.

Bohaterowie są po prostu beznadziejni. Chciałabym ująć to inaczej, ale jedyne co przychodzi mi do głowy do „beznadziejni” i „irytujący”. Zacznijmy od Suttera. Jest to chłopak uczęszczający do ostatniej klasy liceum (której prawdopodobnie nie zda, bo ma zagrożenie), nałogowy imprezowicz, alkoholik i lekkoduch. Pije 7up-a doprawianego wódką codziennie - przed szkołą, w trakcie, po szkole, podczas prowadzenia samochodu. Przez to staje się denerwującą postacią, którą w żaden sposób nie da się polubić. Nie przejmuje się niczym, zwraca uwagę tylko na siebie, ciągle wytykając coś innym. Aimee jest za to dziewczyną żyjącą w innym świecie, pilną uczennicą, zachowująca się jakby była o wiele młodsza i dająca się manipulować. Niestety również jest irytująca i nie da się jej polubić. Prawdę mówiąc, chyba nikt z bohaterów nie przypadł mi do gustu.

Podsumujmy. Cudowne tu i teraz jest książką, która chyba miała poruszyć ważny temat, jednak koncentruje się na alkoholizmie głównego bohatera. Postacie są beznadziejne, nijakie i nie do polubienia. Tim Tharp na siłę stara się udawać inny styl pisania, tylko na tym tracąc. Fabuła jest nudna, a zakończenie do przewidzenia. Ta powieść miała dać innym do myślenia, jednak autorowi niekoniecznie to wyszło.




5/10





„Ja uważam, że nudzą się tylko ludzie nudni, pozbawieni wyobraźni.”




Za możliwość poznania Suttera dziękuję wydawnictwu Bukowy las!

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Rachel Van Dyken - Toxic

Gabe Hyde żyje na kredyt. Od czterech lat ukrywa swoją prawdziwą tożsamość przed światem, który niegdyś obsesyjnie go uwielbiał. Jeden niewłaściwy krok doprowadził go na skraj szaleństwa, krok, który na zawsze zmienił ścieżkę jego życia. Udawanie nie prowadzi do niczego dobrego, zwłaszcza, gdy grasz kogoś innego przed tymi, którym najbardziej na tobie zależy. Ale gdyby ktoś kiedyś odkrył prawdę, to nie jego życie stanęłoby pod znakiem zapytania – ale jej. Saylor nie nienawidzi mężczyzn. Tylko Gabe’a. Ten lekkomyślny, beztroski, w czepku urodzony gość to prawdziwa sól w jej oku. Który sprawia tylko, że wszystko coraz bardziej się gmatwa. Niestety, jest takie miejsce, w którym ich spotkania są nieuniknione. Dom opieki. Gdyby tylko tak się nawzajem nie pociągali… Im bliżej są ze sobą, tym więcej pytań powstaje w Saylor. Bo Gabe coś ukrywa.

Toxic jest jedną z trzech części trylogii „Zatraceni”. Każda z nich opowiada o kimś innym, a historie są ze sobą delikatnie związanie, więc bez przeszkód można je czytać nie w kolejności. „Utrata” okazała się ciekawą historią, jednak dla mnie za bardzo przesłodzoną. Toxic jest jednak zupełnym jej przeciwieństwem. Historia pełna mroku, tajemnic i trudnych tematów. Okazało się, że taka mieszanka spodobała mi się o wiele bardziej, mimo tego, że była odrobinę przerażająca, jednak nie w sposób fantastyczny, a realistyczny. Rachel Van Dyken pokazała, co życie potrafi zrobić z ludźmi. Nie jest to najłatwiejszy temat, więc podziwiam autorkę za to, że zdecydowała się go pokazać i cóż, wyszło jej to bardzo dobrze.

Rachel Van Dyken pisze bardzo przyjemnym i lekkim w odbiorze językiem, dzięki czemu łatwiej jest się wciągnąć. Muszę także przyznać, że udało się jej mnie zaskoczyć, jeśli chodzi o większość tajemnic, a to zdarza się rzadko. Historia przedstawiona w Toxic jest pełna przenośni, pokazuje, jak głupia decyzja może wszystko zmienić, zmusza do przemyśleń. Wbrew wszystkiemu nie jest to płytka książka, opowiadająca o „złym chłopcu” i „grzecznej dziewczynce”.

Gabe’a lubiłam odkąd pierwszy raz pojawił się w „Utracie”. Pełen sarkazmu i tajemnic, które wręcz do niego przyciągają i zachęcają do poznania jego całej historii. Saylor jest za to trochę szalona ale także rozważna i uparta. Muszę przyznać, że w jakimś stopniu nawet się z nią utożsamiłam. Okazała się ciekawą bohaterką, której po prostu nie da się nie polubić. Spodobało mi się to, że w Toxic poznajemy prawdziwego Gabe’a. Tak jak wspominałam, pojawiają się tutaj osoby z „Utraty” bo mimo tego, że niektórzy mnie odrobinę denerwowali, miło było znów ich spotkać.

Toxic jest ciekawą książką z morałem, lepszą od poprzedniczki i pełną tajemnic. Główni bohaterowie od razu przypadną Czytelnikowi do gustu, a opowieść wciągnie go już od pierwszych stron. Widać, że autorka długo pracowała nad tą powieścią, gdyż większość rzeczy jest dopięta na ostatni guzik, dzięki czemu jest tu minimalna liczba niedociągnięć. Jeśli chcecie sięgnąć po Toxic bez czytania „Utraty” to jak najbardziej możecie to zrobić, chociaż trochę sobie zaspoilerujecie poprzednią część. Jeśli ktoś lubi mroczne historie, to jak najbardziej polecam.





7/10





„(…) samo imię nie zmieni człowieka, nieważne, jak bardzo tego chce.”



Zatraceni
Utrata Toxic | Wstyd




Za możliwość bliższego poznania Gabe’a dziękuję wydawnictwu Feeria!



piątek, 3 czerwca 2016

Suzanne Young - Kuracja samobójców

Sloane i James uciekli przed epidemią i programem, ale nie udało im się uciec przed niebezpieczeństwem. Bo program nie chce o nich zapomnieć… Teraz, dołączywszy do grupy buntowników, muszą uważać na to, komu mogą zaufać, i znaleźć sposób na obalenie programu i powstrzymanie epidemii. A to jest bardzo trudne, gdy w pamięci mają tyle białych plam. Pomóc im może tylko Kuracja – tajemnicza tabletka, która może przywrócić wspomnienia. Za bardzo wysoką cenę. I istnieje tylko jedna dawka.

Odkąd w dwa dni pochłonęłam „Plagę samobójców” nie mogłam doczekać się kontynuacji, w której pokładałam wielkie nadzieje. Kurację samobójców skończyłam jakiś czas temu i nadal uważam to samo – ta książka była średnia. Pierwsza część była niesamowita, więc miałam cichą nadzieję, że Suzanne Young utrzyma poziom. Akcja nie jest zbyt wciągająca, do tego bardzo przewidywalna. Historia się powtarza, a zakończenie znałam już od połowy książki, jeśli nie wcześniej. Brakuje mi najważniejszej części, zakończenie jest więc niepełne. Jednak nie to było najgorsze. Najbardziej denerwowali mnie Sloane i James i ich różowa, cukierkowa miłość.

W naszym polskim wydaniu, oprócz kontynuacji „Plagi samobójców” znajdziemy także krótki dodatek pod tytułem „Rehabilitacja” który jest okej, ale poziom jest taki sam co w książce. Miałam wrażenie, że ta powieść została napisana na siłę, bez wcześniejszego przemyślenia. Wiele się zmieniło, historia jest nużąca, a Czytelnik niekoniecznie ma ochotę czytać dalej. Mam wrażenie, że sposób pisania autorki także stał się niezbyt ciekawy, szary, nie dający wyobrazić sobie zbyt wiele. Możliwe, że miałam po prostu za duże wymagania. Ale widzę znaczną różnicę. Wyobrażałam sobie, że akcja potoczy się inaczej, niestety się pomyliłam i zawiodłam.

Już na początku poznajemy dwóch nowych bohaterów – Casa oraz Dallas. Są to osoby o zupełnie innym charakterze. Casa polubiłam praktycznie od początku, jednak z Dallas nie za bardzo było nam po drodze. Nawet po tym, jak poznałam jej historię, to niekoniecznie ją lubiłam, zwłaszcza, że wydawała mi się sztuczna. Udawanie złej dziewczyny nie było dobrym pomysłem. Prawdopodobnie gdyby była inna, polubiłabym ją, jednak w takim przypadku nie potrafię. Sloane i James w Kuracji samobójców są beznadziejni – zarówno razem jak i osobno. Cały czas się nad sobą użalają i marudzą. Ich związek jest za to przeokropnie przesłodzony. Naprawdę strasznie działali mi na nerwy. Tak samo Realm.

Sama w sobie fabuła jest ciekawa i pomysłowa, to prawda. Pierwsza część powaliła mnie na kolana, kontynuacji się to jednak nie udało, chociaż tego oczekiwałam. Postacie stały się zbyt irytujące, a akcja nabrała ślimaczego tempa. Przez całą lekturę miałam wrażenie, że Kuracja samobójców jest pisana na siłę, a Suzanne po prostu nie ma pomysłu, co zawrzeć w książce. Gdyby autorka zrobiłaby sobie przerwę, wyszłoby jej to lepiej, jestem tego pewna. Duży potencjał, niestety, nie do końca wykorzystany.





6/10





„Nasz obłęd musi po prostu przewyższyć szaleństwo programu.”



Program



Za możliwość zakończenia przygody z Sloane dziękuję wydawnictwu Feeria!