środa, 30 listopada 2016

#Stosik 11/2016 ~ listopad



  • James Dashner - Rozkaz zagłady; Kod gorączki (x2) - Rozkaz i jeden Kod są dla mnie, drugi jest zaś dla Was. Mam ambitne plany, zakończyć tą serię w tym roku, ale nie wiem, czy będę w stanie pożegnać się z bohaterami... Egzemplarze od wydawnictwa Papierowy Księżyc.
  • Brodi Ashton - Podwieczność - tak jak powyżej, jeden egzemplarz jest dla mnie, gdyż jest to wznowienie, a z tyłu jest moje logo! 💓 Drugi możecie wygrać o tutaj :) j.w.
  • Mhairi McFarlane - Kim jest ta dziewczyna? - zapowiada się lekka i fajna obyczajówka. Prezent świąteczny od Mileny. 
  • Margaret Stohl - Czarna Wdowa. Na zawsze czerwona - znam sam zarys historii Czarnej Wdowy, ale liczę na naprawdę coś ciekawego. Egzemplarz recenzencki dla portalu Papierowy Pies.
  • Tini. Nowe życie Violetty - nie jestem wielką fanką Violetty, ale film okazał się przyjemny. Egzemplarz recenzencki od Galapagos Films.


Podsumowanie listopada


Książki przeczytane w tym miesiącu:
1. Juliusz Słowacki - Balladyna 
co daje 196 stron [#czytelniczykac]

Najlepsza książka: -
Najgorsza książka: -
Największe zaskoczenie: Balladyna

Książki zrecenzowane w tym miesiącu:
4. Harry Potter and the Philosopher's Stone [w ramach Na językach]
+film "Nerve"

niedziela, 27 listopada 2016

Być albo nie być... Oto są święta #1

Hej hej!
Pamiętacie, jak rok temu dodałam dwa filmiki z serii "Być albo nie być... Oto są święta"? Tło było kiepskie (nagrywałam to przy drzwiach od pokoju), intro było przeokropne, gadałam trochę bez sensu... Tym razem jest inaczej, naprawdę. Zapraszam Was do obejrzenia pierwszego tegorocznego odcinka i wzięcia udziału w konkursie! ♥



Chciałabym także, abyście lepiej mogli poznać blogerów/vlogerów których lubicie. Na początek zostawiam Wam moją świąteczną "metryczkę". A kto będzie za tydzień? Stay tuned!


czwartek, 17 listopada 2016

Światła, kamera, AKCJA!: Nerve

"Nerve" zaczyna się od prostego pytania: jesteś Graczem czy Widzem? Z pozoru to niewinna gra online, polegająca na podejmowaniu wyzwań rzucanych przez Widzów. Jednak stawka szybko rośnie, a z nią ryzyko, które trzeba podjąć, by wygrać... czyli przeżyć. Vee ma już dość życia w cieniu swej kochającej popularność przyjaciółki Sydney. Pewnej nocy postanawia wyrwać się ze swego poukładanego świata i wyrusza do Nowego Jorku, by wziąć udział w Nerve. Gra zaczyna się od prostych zadań: trzeba pocałować przystojnego nieznajomego, a potem wraz z nim ukraść coś z luksusowego domu towarowego. Zabawa się rozkręca. Vee i jej nowy przyjaciel Ian zyskują coraz większą popularność wśród Widzów, którzy prześcigają się w podbijaniu stawki i wymyślaniu coraz bardziej niebezpiecznych zadań. Wkrótce jednak Vee zdaje sobie sprawę, że stała się obiektem manipulacji. Jej internetowe konta zostają zhakowane, karty kredytowe zablokowane, a ona sama staje się więźniem Nerve. To już nie zabawa, a walka o życie na oczach milionów anonimowych Widzów.

Od razu po obejrzeniu zwiastuna, wiedziałam, że to będzie film, który mi się spodoba. Nie myliłam się. Pomijając fakt, że gra tam Dave Franco, byłam niezwykle ciekawa, jak zostanie to przedstawione. Świat zmierza w takim kierunku, a Nerve w jakimś stopniu udowadnia nam, jak może się skończyć podążanie za trendami wbrew własnemu rozsądkowi. Nie raz w oczach miałam łzy, a serce biło mi szybciej. Nie brakowało jednak momentów, w których można było się pośmiać. Jest to film w którym dominuje dzika akcja, wciągająca, niezależnie, czy się tego chce.

Gra aktorska jest niezła, chociaż nie wszyscy wypadli dobrze. Najbardziej spodobał mi się Dave Franco (Ian) który odgrywał tajemniczą, pełną niespodzianek postać. Jak zwykle wyszło mu to wyśmienicie. Pozytywnie zaskoczył mnie również Machine Gun Kelly (Ty) który przedstawił swojego bohatera… cóż, przerażająco dobrze. Z damskich ról najlepiej wypadła Emily Meade (Sydney). Chociaż odgrywanej przez nią bohaterki szczerze nienawidzę, gra aktorska wypadła świetnie. Emma Roberts (Vee) jak zwykle nie powaliła mnie na kolana. Nie przepadam za nią jako aktorką, ale nie było to aż takie tragiczne. Można powiedzieć, że ona oraz Miles Heizer (Tommy) wypadli dość neutralnie. No i na koniec Juliette Lewis (Nancy), czyli matka głównej bohaterki. Zero mimiki, gra na minimalnym poziomie umiejętności aktorskich. W tym wypadku jestem stanowczo na „nie”.

Nerve jest niesamowitym filmem, dopracowanym i ukazującym ciekawy punkt widzenia (przykład: zza ekranu komputera). Chociaż niektóre dialogi są dość nudnawe, tak sceneria i muzyka są na najwyższym poziomie. I Dave Franco. Widać, że wszystko jest dopracowane, a bohaterowie są ciekawi, mający historię. Na pewno nie raz wrócę do tego filmu.





8/10




CIEKAWOSTKA: Film miał premierę w School of Visual Arts w Nowym Jorku 12 lipca, podczas której obecna była cała obsada. Do kin w Polsce wszedł jednak dopiero 2 września.      

poniedziałek, 14 listopada 2016

Na językach: "Harry Potter and the Philosopher's Stone" by J.K. Rowling


                „Harry Potter i kamień filozoficzny” został przeze mnie przeczytany kilka razy. Jeśli nie wiecie, jest to historia młodego czarodzieja, który musi zwalczyć siły zła. Tak w wielkim skrócie. Na początku roku kupiłam pierwszą część w oryginale, w tym pięknym, brytyjskim wydaniu. I wreszcie udało mi się ją przeczytać.

                Tak, Harry Potter and the Philospoher’s Stone oficjalnie stał się moją pierwszą książką przeczytaną w oryginale. Z jednej strony nie było to takie proste, czytanie zajęło mi około dwóch tygodni, ale dzielnie walczyłam dalej. Z drugiej strony, znam treść tak dobrze, że wiedziałam, co się dzieje, nawet, jeśli miałam problemy z jakimiś słowami. Co z kolei występowało rzadziej niż się spodziewałam. Jest to książka dla młodszej młodzieży, co zdecydowanie ułatwia czytanie.

                Książka jest pisana w czasie przeszłym, ale zdania na szczęście nie są zbyt skomplikowane. Niektóre zwroty były dla mnie nie zrozumiałe, jednak nie bawiłam się w ich tłumaczenie, gdyż najczęściej udało mi się wyłapać ich znaczenie z kontekstu zdania. Początek był trudny, ale im dalej, tym łatwiej mi się czytało.

                Uważam, że Harry Potter and the Philosopher’s Stone jest dobrą książką na sam początek przygody z literaturą po angielsku. Zwłaszcza, jeśli znacie polską wersję. Było łatwo i przyjemnie. Bardzo się cieszę, że nareszcie udało mi się to zrobić.

                I na koniec podzielę się z Wami moim ulubionym cytatem (mój angielski egzemplarz dosłownie jest cały w kolorowych karteczkach!): 
„But from that moment on, Hermione Granger became their friend. There are some things you can’t share without ending up liking each Rother, and knocking out a twelve-foot mountain troll is one of them."

piątek, 11 listopada 2016

James Frey & Nils Johanson-Shelton - Endgame. Klucz Niebios

Klucz Ziemi został już odnaleziony. Pozostały jeszcze dwa. I dziewięciu Graczy. Tylko jeden może zwyciężyć. Toczy się gra o istnienie ludzkości. Aisling Kopp wierzy w niemożliwe: Endgame może zostać powstrzymane. Zanim jednak dociera do domu, przechwytuje ją CIA. Wiedzą o Endgame. I mają własny pomysł, jak powinno to zostać rozegrane. Pomysł, który może zmienić wszystko. Hilal ibn Isa al-Salt ledwo przeżył atak, który potwornie go okaleczył. Teraz wie o czymś, o czym pozostali gracze nie mają pojęcia. Aksumowie są w posiadaniu sekretu, który może ocalić ludzkość, a nawet pokonać istoty stojące za Endgame. Sarah Alopay zdobyła pierwszy klucz. Niestety kosztowało ją to zbyt wiele. Jedyną rzeczą, która  pozwoli jej utrzymać demony z daleka, jest udział w grze. Gra, żeby wygrać. Klucz Niebios – gdziekolwiek jest i czymkolwiek jest – będzie następny. Pozostałych przy życiu dziewięciu graczy nic nie powstrzyma przed jego zdobyciem.

Trochę czasu minęło odkąd czytałam pierwszą część Endgame, czyli „Wezwanie”. Pamiętam, że jest to powieść której czytanie niesamowicie mi się dłużyło i polubiłam ją  tylko troszeczkę. Więc po roku przerwy dopiero sięgnęłam po kontynuację. Spodobała mi się ona o wiele bardziej, chociaż brakowało mi niektórych rzeczy z pierwszego tomu. Głównie podróży po całym świecie. Bohaterowie nadal się przemieszczają, ale autorzy nie poświęcają już temu tak dużej uwagi. Pozytywnie zaskoczyło mnie rozwinięcie akcji i nie mogę się doczekać, aż poznam całkowite zakończenie.

Tak jak wspominałam, autorzy skupiają się na innych rzeczach niż opisywanie wszystkiego dookoła. Spodobało mi się wplatanie innych wątków w całą historię. Wątków, które tworzą zgodną całość. Dawno temu poddałam się i nie rozwiązuję zagadek z książki (miałam wrażenie, że te są jeszcze trudniejsze) jednak stanowią one ciekawy dodatek do powieści. Klucz Niebios czytało mi się o wiele łatwiej i przyjemniej niż pierwszą część, chociaż czasem miałam dosyć okropnie długich opisów rzeczy, które tego nie wymagały. No i tak, ciągle coś się dzieje, nie ma choć chwili wytchnienia, jednak w ten dobry sposób.

Na początku miałam małe zamieszanie w głowie, gdyż nie mogłam sobie przypomnieć, kto właściwie gra dalej, a kto już odpadł. I tym razem lista się zmniejszyła, ale na szczęście nadal są na niej osoby które bardzo lubię i w sumie nie wiem komu kibicować. A ci, których nie lubię, dali mi do tego kolejne powody. Pojawiają się również nowe postacie, niektóre natrętne i denerwujące, inne ciekawe. Jednak łączy je jedna cecha – wszyscy kryją jakieś tajemnice.

Uważam, że Klucz Niebios jest lepszy od pierwszej części, chociaż nie aż tak bardzo. Można powiedzieć, iż prawie sobie dorównują. Nie zawsze wszystko szło po mojej myśli, ale czego innego mogłam się spodziewać? James i Nils zaskoczyli mnie i wprowadzili jeszcze więcej przeróżnych zagadek, dzięki czemu opowieść zyskała dodatkową aurę tajemniczości. Mimo tego, że Klucz Niebios jest małą cegiełką, czyta się ją dość prosto i przyjemnie (kiedy pominiemy niesmaczne sceny). Nie zdziwię się, jeśli trzeci tom będzie jeszcze lepszy. Nie wątpię, że autorzy należycie to zakończą, chociaż nie mam pomysłu w jaki sposób.





7/10



„Ruch. Walka. Gra. Na pewno pomagają w jednym. Zapomnieć".



Endgame
Wezwanie | Klucz Niebios | Reguły gry




Za poznanie losu Klucza Niebios serdecznie dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non!

wtorek, 8 listopada 2016

Neal Shusterman - Podzieleni

Wchodzisz do gabinetu ojca w poszukiwaniu zszywacza. Jesteś w domu sam, a nie chcesz zawracać mu głowy w pracy. Otwierasz i zamykasz kolejne półki, nadal nic nie znajdując. Jednak nagle coś rzuca ci się w oczy – gruby plik papierów, mające twoje imię na pierwszej stronie. Wyciągasz go i siadasz na ziemi. Przeglądasz kartki, aż w końcu zdajesz sobie sprawę co to jest. Podpisany papierek, przez który zostaniesz podzielony. Chce ci się krzyczeć, płakać, przeklinać rodziców, że to zrobili. Odkładasz jednak plik na swoje miejsce i wracasz do pokoju. Bez zszywacza. Za to z wiedzą, że niedługo zostaniesz Podzielonym.

Druga Wojna Domowa toczyła się o prawa reprodukcyjne. Po latach krwawych walk między Obrońcami Życia a Zwolennikami Wolnego Wyboru uchwalono mrożący krew w żyłach kompromis: życie ludzkie jest nienaruszalne od momentu poczęcia, aż do wieku lat trzynastu. Jednakże pomiędzy trzynastym a osiemnastym rokiem życia, rodzice mogą zdecydować się na "podzielenie" swojego dziecka, wskutek czego, wszystkie jego organy zostają przeszczepione różnym biorcom.  Connor sprawia swoim rodzicom zbyt wiele kłopotów, Risa, wychowanka domu dziecka, nie jest wystarczająco utalentowana, aby opłacało się ją utrzymać przy życiu. Levi natomiast jest dziesięciorodnym - dzieckiem poczętym i wychowanym przez religijną rodzinę, w celu złożenia w ofierze, w procesie podzielenia. Connor, Risa i Levi - trójka nastolatków oddanych do podzielenia - uciekają z transportu i próbują uniknąć okrutnego losu. Połączeni przez los, wspólnie udają się w desperacką podróż napędzaną przez nieustanną walką o życie.

O Podzielonych słyszałam nie raz i nie dwa. Już za pierwszym razem, zwrócili moją uwagę, jednak nie byłam pewna, czy chcę po nich sięgnąć. Wydawało mi się, że jest to bardzo mroczna historia, która w pewnym stopniu może być przerażająca. Po przeczytaniu wiem, że nie myliłam się tak bardzo. Opowieść o trójce nastolatków, chociaż nie tylko, jest tajemnicza, napawająca strachem i niepewnym uczuciem. Na pewno  nie jest to bardzo przyjemna powieść. Niekiedy sprawia, że zimny dreszcz przechodzi po plecach i to nie raz. Jest to świat, w którym dla nikogo nie ma happy endu, niezależnie od tego, czy jest to starszy czy młodszy.

Neal Shusterman ciekawie przedstawił historię Podzielonych, którym ledwo udało się ujść z życiem. Książka pełna jest zaskoczeń, zwrotów akcji, tajemnic. Czasem denerwowało mnie to, że pojawiał się jakiś zwrot (na przykład klakier), a jego wyjaśnienie pojawiało się długo później (w tym przypadku prawie 300 stron dalej). Było to niezbyt ciekawym doświadczeniem, gdyż wtedy występował problem z zorientowaniem się w sytuacji. Głównymi bohaterami, a także narratorami są Connor, Risa i Levi. Mimo tego, nie są jedynymi osobami, które przedstawiają nam tą opowieść. Nie brak tu rozdziałów z perspektywy innych osób, które są ciekawym dodatkiem.

Z początku cała trójka głównych postaci mnie denerwowała. Connor zachowywał się jakby oszalał, Risa wszystkiego się czepiała i była jak „nie dotykaj mnie, bo nie ręczę za siebie”, zaś Levi był… taki nijaki, nie rozumiejący całej sytuacji. Podczas czytania kolejnych kart powieści łatwo było zauważyć wewnętrzną przemianę Connora. Wielokrotnie została także ukazana jego wewnętrzna walka, kiedy nie wiedział, co robić. To głównie za sprawą Risy, która miała na niego pozytywny wpływ. Chociaż to, co zadziało się z nimi na koniec moim zdaniem było zbędne, bo  i tak bardzo ich polubiłam. Leviego niekoniecznie.

Podzieleni nie są prostą powieścią. W tym świecie wszystko jest skomplikowane, a dzieci między trzynastym, a osiemnastym rokiem życia nie mogą czuć się bezpiecznie. Mnóstwo tajemnic, akcji, zagadek – to właśnie czyni tą powieść tak ciekawą. Koniecznie muszę sięgnąć po kontynuację, a wam polecam pierwszą część.





8/10



„Kiedy, zastanawia się, przestała być dzieckiem? Prawo mówi, że stało się to, kiedy ukończyła osiemnasty rok życia, ale prawo jej nie zna.”




Podzieleni
Podzieleni | UnStrung (1.5) | Rozdarci | UnSouled | UnDivided | UnBound

sobota, 5 listopada 2016

Tanya Burr - Love, Tanya

Jednym z największych marzeń Tanyi było napisanie książki, w której mogłaby podzielić się swoimi przemyśleniami, wskazówkami na temat mody i urody, refleksjami o miłości i przyjaźni, ale przede wszystkim pozytywnym myśleniem i wiarą, że nie ma rzeczy niemożliwych i wszelkie marzenia i cele, które sobie stawiamy, jesteśmy w stanie osiągnąć. Nie bez powodu życiowe motto, którym Tanya codziennie zaraża swoich fanów i najbliższych brzmi: „Mierz wysoko!”. Efektem drogi, jaką przebyła, by stać się pewną siebie i szczęśliwą kobietą jest niezwykła książka – „Love, Tanya”.

Być może za granicą Tanya Burr jest bardzo znana. W Polsce jednak niewiele osób o niej mówi, przynajmniej mi o tym nie wiadomo. Kiedy dowiedziałam się więc o jej książce, nie wiedziałam co o niej sądzić. Jednak zainteresowałam się nią. W końcu stwierdziłam, że co mi szkodzi i sięgnęłam po to. Jest to swojego rodzaju autobiografia Tanyi, gdzie kobieta opisała swoje dotychczasowe życie i podzieliła się planami na przyszłość. Muszę przyznać, że Tanya skupiła się na tym, aby opisać prawie wszystko. Było to ciekawe, ale cóż, nie wniosło nie wiadomo czego do mojego życia.

Dużym plusem książki są miejsca na notatki, które mają swoje polecenie, przykładowo, „Zrób listę osób, z którymi chciałabyś zjeść obiad albo podwieczorek”, „Zrób listę dziesięciu najważniejszych rzeczy, które cię ukształtowały”. Znajdują się tutaj także różne porady i listy sporządzone przez autorkę. Niektóre z nich są naprawdę motywujące. Są tu takie rozdziały jak: dorastanie, podstawy pielęgnacji skóry, podstawy makijażu, podstawy pielęgnacji włosów i paznokci, moda, miłość, życie, pieczenie i przepisy, pewność siebie i szczęście, YouTube, patrząc w przyszłość. Jak widać, każdy znajdzie coś dla siebie.

Dla fanów Tanyi Burr, Love, Tanya na pewno jest jedną z ciekawszych pozycji. Dla mnie, zwykłej dziewczyny, która jej nie ogląda, jest to przeciętna autobiografia połączona z poradnikiem. Kilka rzeczy na pewno zapamiętam (zwłaszcza przepisy!), ale ogólnie mam dość neutralne zdanie. Ciekawy dodatek, jednak nie zmienił za wiele w moim życiu.





6/10



Za możliwość "poznania" Tanyi dziękuję wydawnictwu Insignis!

czwartek, 3 listopada 2016

Document Your Life || OCTOBER





















Hej hej!
Dziś mam dla Was filmik z października. Pomimo tego, że nie byłam na targach, ten miesiąc okazał się być pełen wrażeń ☺
Piosenką jest "Wild Heart" zespołu The Vamps, w tym wypadku wykonują ją chłopacy z New Hope Club. Reece, Blake i George naprawdę mają talent i potencjał, więc koniecznie polecam zapoznać się z ich coverami ;)
A teraz enjoy!