poniedziałek, 26 listopada 2018

Światła, kamera, AKCJA!: Zamiana z księżniczką

Stacy De Novo jest zwyczajną kobietą z Chicago. Ma własną cukiernię, która cieszy się niemałym powodzeniem; uwielbia mieć wszystko zaplanowane co do minuty. Zaś Lady Margaret Delacourt pochodząca z Montenaro ma wkrótce zostać księżniczką Belgrawii. Zanim jednak to nastąpi, chciałaby spróbować jednej rzeczy - zwykłego życia. Dlatego gdy Stacy i Margaret wpadają na siebie przypadkiem podczas przygotowań do konkursu świątecznych wypieków, postanawiają zamienić się miejscami na dwa dni.

Zamiana z księżniczką opowiada historię, którą każdy zna, choć w zupełnie nowej, odświeżonej wersji. "Zwykła dziewczyna" nareszcie nie należy do biednej grupy, co zwykle służy jeszcze większemu uwydatnieniu różnicy między dwiema bohaterkami. Stacy dla odmiany posiada dobrze prosperującą cukiernię, wspaniałego najlepszego przyjaciela i cudowną chrześnicę. Dzięki temu o wiele łatwiej zidentyfikowałam się z postacią.

Akcja rozgrywa się w fikcyjnej Belgrawii tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Magiczna atmosfera związana z tym okresem jest bardzo dobrze wyczuwalna przez cały film. Do tego sceneria w połączeniu z żywymi kolorami wprost zapiera dech w piersiach. Muzyka idealnie komponuje się z całością, co sprawia, że Zamiana z księżniczką staje się naprawdę przyjemna w oglądaniu.

W rolę dwóch głównych bohaterek wciela się znana większości osób Vanessa Hudgens. Udało jej się oddzielić Stacy i Margaret od siebie, każdej nadając charakterystyczną rzecz. O ile się nie mylę, Lady Delacourt mówi nawet z innym akcentem! Vanessa bardzo wczuła się w role, nie zapominając o tym, że dla obydwu kobiet inne życie jest czymś zupełnie nowym, przez co nie zawsze się odnajdują. Oprócz tego znajdziemy tutaj Sama Palladio (książę Edward), Nicka Sagara (Kevin) oraz Suanne Braun (pani Donatelli). Każdy z nich dobrze odegrał swoją postać, co zdecydowanie pomaga w odbiorze filmu. W końcu nie ma nic gorszego niż postać, która źle się czuje w swojej skórze.

Choć Zamiana z księżniczką nie jest oryginalnym filmem z zupełnie nową historią, uważam, że warto poświęcić na niego czas. Pomimo tego, że bardzo łatwo domyślić się zakończenia, ogląda się go bardzo przyjemnie. Do tego idealnie wpasowuje się w nie tak daleki czas świąt. Nie brakuje w nim humoru ani morałów. W skrócie, znajdują się tu rzeczy, które dobry film powinien posiadać. Dlatego jeśli szukacie lekkiej historii na spokojny wieczór, Zamiana z księżniczką będzie dobrym wyborem.

7/10

niedziela, 18 listopada 2018

Muzyczne polecajki - październik

Hej, cześć i czołem!

Jako że od końca października minęło już trochę czasu, przychodzę podzielić się kilkoma piosenkami, które górowały na mojej playliście. Koniecznie dajcie znać, czy którąś z nich znaliście wcześniej i co sądzicie!


The Rose - She's In the Rain



CL - Hello Bitches



Steve Aoki - Waste It On Me ft. BTS



Shawn Mendes & Zedd - Lost In Japan (Remix)



Dua Lipa & BLACKPINK - Kiss and Make Up



piątek, 9 listopada 2018

Przedpremierowo: Alwyn Hamilton - Opowieści z piasku i morza

Pustynia skrywa jeszcze więcej magicznych tajemnic, czy chcesz poznać je wszystkie? Przed Wami ekskluzywna kolekcja opowiadań ze świata "Buntowniczki z pustyni". Doskonałe uzupełnienie dla fanów serii lub wprowadzenie dla tych, którzy chcą zacząć pustynną przygodę z Niebieskooką Bandytką. Zbiór zawiera opowieści dopełniające historię Amani i rebelii oraz ekskluzywny wywiad z autorką.

Całą trylogię Alwyn Hamilton darzę dużym uczuciem. Jest to historia, która całkowicie mnie zauroczyła i zdecydowanie należy do jednych z moich ulubionych. Dlatego też z chęcią wróciłam do wykreowanego przez autorkę świata, choć w postaci zaledwie czterech niezbyt długich nowelek. 

Pierwsza z nich, Skradziony ładunek mówi o Jinie i Ahmedzie, a także ich misji, której podjęli się przed rozpoczęciem wydarzeń z "Buntowniczki z pustyni". Choć obydwie te postacie bardzo lubię, zwłaszcza tą pierwszą, opowiadanie nie powaliło mnie na kolana, ot co. 

Druga, nosząca nazwę Dziewczyna z morza, spodobała mi się o wiele bardziej. Przybliżyła dzieciństwo braci wspomnianych wyżej, a dokładniej jak to się stało, że wyrwali się z haremu. Choć Czytelnik po przeczytaniu całej trylogii zna tą historię, jest ona opowiedziana o wiele dokładniej. Ma także w sobie coś, przez co czyta się ją... inaczej? 

Następna jest Opowieść o Bohaterze Attallahu i Księżniczce Hawie, która również była przedstawiona w częściach trylogii, więc tutaj mamy po prostu pełną wersję. Czyta się ją naprawdę dobrze. Autorka sięgnęła po odrobinę inny sposób pisania, który nadaje baśniowego klimatu, co sprawia, że pochłania się je w mgnieniu oka.

Ostatnie opowiadanie spodobało mi się najbardziej. Dżin i uciekinierka zawiera humor; wydaje mi się również, że mimo wszystko jest lżejsze niż poprzednie. Na pewno je czytało się najprzyjemniej!

Jeśli ktoś lubi świat stworzony przez Alwyn równie bardzo jak ja, sięgnięcie po Opowieści z piasku i morza będzie dobrym dopełnieniem historii, choć równie dobrze może służyć jako wprowadzenie - nie ma to większego znaczenia. Świetnym dodatkiem jest także wywiad z autorką. Wydaje się, że to nic specjalnego, wywiad jak każdy inny, jednak znajduje się tam dużo motywacji, zwłaszcza dla osób, które w przyszłości chciałby wydać swoją własną powieść. Zbiór nowelek do pochłonięcia w jeden wieczór, powrót choć na chwilę do Miraji w towarzystwie ulubionych bohaterów.


7/10


"(...) miała wrażenie, że śni o czasach, gdy mężczyźni byli bohaterami, a kobiety tkały magię z powietrza, natomiast niegodziwi, niesprawiedliwi i nikczemni byli zabijani przez siły silniejsze od ludzi. Gdzie książęta jeździli na chmurach w miejsca, o których nikt nie słyszał, a dzieci tańczyły z duchami, kiedy nikt nie patrzył."


Seria pustynna
Opowieści z piasku i morza (0.5) | Buntowniczka z pustyni | Zdrajca tronu | Duchy rebelii


premiera: 14 listopada


Za możliwość poznania nowych opowieści szeptanych przez piasek i morze dziękuję
wydawnictwu We Need YA!

wtorek, 23 października 2018

Światła, kamera, AKCJA!: Do wszystkich chłopców, których kochałam


Lara Jean wiedzie zupełnie normalne życie szarej myszki. No, prawie. Chcąc uwolnić się od uczuć do chłopaków pisze listy, które następnie adresuje i zamyka w pudełku. Wszystko się zmienia, kiedy przez przypadek adresaci dostają wyznania dziewczyny. 

Od dłuższego czasu walczyłam z chęcią obejrzenia tego filmu. Jednym z głównych powodów było to, że przede wszystkim chciałam się najpierw zapoznać z pierwowzorem niedawno ponownie wydanym w Polsce. W końcu jednak stało się - w sobotni poranek zasiadłam przed laptopem i włączyłam Do wszystkich chłopców, których kochałam. Wiecie, zaczynam żałować, że tak późno się za to zabrałam!

Do filmów, w przeciwieństwie niż do książek, podchodzę raczej z neutralnym nastawieniem, nie oczekując nie wiadomo czego. Dlatego jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Już od pierwszych minut zostałam ujęta za serce ładnymi kadrami i scenerią, na którą aż miło się patrzyło. 

Bardzo spodobał mi się także realizm historii Lary Jean. Jako rówieśniczka głównej bohaterki z którą zauważyłam wiele łączących mnie elementów, muszę przyznać, że wczułam się w akcję, która pochłonęła mnie bez reszty. Oprócz wątku listów i miłości, zostały poruszone także inne tematy - zwłaszcza rodziny żyjącej z jednym rodzicem oraz siostrzanych uczuć.

Aktorzy zostali dobrze dobrani, choć widoczna jest różnica między wiekiem ich, a odgrywanych przez siebie bohaterów. Myślę jednak, że można na to przymknąć oko z racji tego, że to dość częsty zabieg stosowany w dzisiejszych czasach. W obsadzie znajdziemy takie osoby jak Lana Condor (Lara Jean Covey), Noah Centineo (Peter Kavinsky) czy Janel Parrish (Margot Covey). Uważam, że dobrze odegrali swoje role, a związki pomiędzy postaciami były w realistyczny sposób widoczne.

Idealnym dodatkiem do Do wszystkich chłopców, których kochałam jest naprawdę świetna muzyka, zawierająca piosenki wpasowujące się w klimat filmu. Co najmniej do połowy zastanawiałam się nad zakończeniem, jednak muszę przyznać, że jestem z niego zadowolona. Pytanie tylko czy powstanie kolejna część, bazująca na drugim tomie trylogii Jenny Haan. Jeśli odpowiedź jest twierdząca, z chęcią ją obejrzę! Reasumując, myślę, że jest to ekranizacja, która raczej przypadnie do gustu młodzieży, zwłaszcza płci pięknej. Lekka historia idealna na chłodne już wieczory.


8/10

czwartek, 18 października 2018

Becky Albertalli - Leah gubi rytm




Leah zazwyczaj trafia we właściwe dźwięki, w porównaniu do prawdziwego życia, w którym czasami gubi rytm. Jako jedynaczka i córka młodej, niezbyt zamożnej samotnej matki, zdecydowanie wyróżnia się w kręgu znajomych. Uwielbia rysować, lecz jest zbyt nieśmiała, żeby się tym chwalić. I chociaż jej mama wie, że Leah jest biseksualna, dziewczyna nie zebrała się jeszcze na odwagę, żeby powiedzieć o tym przyjaciołom – nawet swojemu BFF, Simonowi, który otwarcie przyznaje się do bycia gejem.

Kiedy dotychczas nierozerwalna więź łącząca grupkę przyjaciół zaczyna się rozpadać, Leah nie wie, co zrobić. Na horyzoncie majaczy bal na koniec szkoły i college, a napięcie w grupie z każdą chwilą rośnie coraz bardziej. Leah wypada ze swojego życiowego rytmu, gdy ludzie, których kocha, zaczynają się kłócić – a już zwłaszcza wtedy, gdy zdaje sobie sprawę, że wobec jednej z tych osób zaczyna rodzić się w niej uczucie, którego wcześniej nie znała.

Rzadko kiedy sięgam po książkę bez zapoznania się z jej opisem. Tym razem wystarczyło mi samo nazwisko autorki. Becky Albertalli jest także twórczynią "Simon oraz inni homo sapiens"/"Twój Simon". Odkąd to przeczytałam, minęło ponad półtora roku, jednak do tej pory wracam do lektury tej powieści z pewnym sentymentem, a na pewno szczęściem, gdyż bardzo mi się podobała. Dlatego też bez zastanowienia sięgnęłam po Leah gubi rytm. Naprawdę było warto.

Książka ta skupia się na Leah, którą znamy z poprzedniej części. Od wydarzeń z "Simona (...)" dzieli nas rok czasu, co swoją drogą jest prześwietnym zabiegiem, w końcu który czytelnik nie jest ciekaw tego, co dzieje się o wiele później, po epilogu! Becky od razu rzuca nas na głęboką wodę, jakby wychodziła z założenia, że dopiero co skończyliśmy jej poprzednią powieść. Dlatego dość długo trudno było mi się połapać, bohaterowie mylili mi się, tworząc niezgrabną całość. Jednak w pewnym momencie coś "zaskoczyło" dzięki czemu mogłam w pełni oddać się lekturze. 

Leah gubi rytm czyta się w zastraszającym tempie, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak szybko znajduje się już w połowie, o zakończeniu nie wspominając. Akcja ma dużą rozpiętość czasową, około dwóch miesięcy jeśli dobrze pamiętam. Nie jest do jednak przeszkodą, nie tworzą się luki, w sumie praktycznie się tego nie odczuwa. A to głównie spowodowane jest tym, że Albertalli używa bardzo przyjemnego języka, potocznego, młodzieżowego, ale nie infantylnego. Udało jej się także osiągnąć realizm, co pozwala na jeszcze większe wciągnięcie się w książkę.

Kreacja bohaterów, jak to u Becky, jest na wysokim poziomie - tworzone są postacie barwne, z krwi i kości. Przepełnione emocjami, popełniające błędy. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo tęskniłam za Simonem, dopóki się tutaj nie pojawił. Jego przyjaźń z Leah jest niesamowicie pokazana, szczera. A takich relacji ostatnimi czasy niewiele w książkach. Główna bohaterka jest za to dość specyficzna. Niemal od razu darzy się ją sympatią, choć niekiedy jej zachowanie jest bezsensowne i przeczące same sobie. Ale myślę, że to miało nadać realizmu i trzeba przyznać, iż doskonale to wyszło.

Barwna, lekka, śmiała - takimi słowami opisałabym Leah gubi rytm. Autorka nie boi się poruszać tematów tabu, takich jak społeczność LGBT+ czy ocenianie wyglądu, czy to poprzez inny kolor skóry czy wagę. Są to tematy współczesne, dlatego książki pokazujące traktowanie oraz myśli takich osób są bardzo ważne. I na pewno pomagają dostrzec to, jak się czują osoby, którym rzucane są krzywe spojrzenia z tego czy innego powodu. Jest to powieść niosąca kilka przesłań na raz, każdy znajdzie coś dla siebie. Dlatego też polecam ją z całego serca.


8/10


"Nie cierpię, kiedy dupki mają talent. Chcę żyć na świecie, gdzie dobrzy ludzie są we wszystkim najlepsi, a źli we wszystkim najgorsi."


Creekwood


Za możliwość znalezienia rytmu z Leah dziękuję wydawnictwu We Need YA!

piątek, 12 października 2018

C.Hand, B. Ashton & J. Meadows - Moja Jane Eyre

Sierota Jane Eyre bez grosza przy duszy, rozpoczyna nowe życie jako guwernantka w Thornfield Hall. Tam spotyka mrocznego i tajemniczego pana Rochestera. Pomimo dużej różnicy wieku oraz jego nieznośnego temperamentu, zakochują się w sobie. Ale czy to na pewno Jane Eyre? Przygotuj się na przygodę w której nic nie jest takie, jak się wydaje: pewien dżentelmen ukrywa się bardziej niż trup w szafie. A co jeżeli we wszystko wmieszają się początkująca pisarka Charlotte Brontë i badacz zjawisk nadprzyrodzonych Alexander Blackwood?

Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie czekałam na kolejny tom z serii Ladyjanistek. Byłam niezwykle ciekawa co tym razem przedstawią autorki, pomimo tego, iż nie znam pierwowzoru. Jednego obecnie jestem pewna - po przeczytaniu Mojej Jane Eyre z chęcią sięgnę po jej dziwne losy, opisane przez panią Brontë. W każdym razie dzięki temu mogłam spojrzeć na tę pozycję jako "całość" a nie retelling. I cóż, nie tego się spodziewałam.

Być może po "Mojej Lady Jane" postawiłam trochę za wysoki próg do przekroczenia. Tak jak w pierwszej książce humor był całkiem naturalny, nie raz zdarzyło mi się zaśmiać, tak tutaj miałam wrażenie, że najczęściej jest on wymuszony. Zresztą to samo mogę powiedzieć o wtrąceniach autorek - zapewne miały śmieszyć, mi zaś odrobinę przeszkadzały. 

Mimo tego pozycja sama w sobie nie jest zła. Akcja jest wartka, ciekawa, a paranormalne wydarzenia dodają "smaczku". Czasem aż włos się jeżył! Moja Jane Eyre jest podzielona na trzy perspektywy - tytułowej Jane, jej przyjaciółki Charlotte oraz agenta Towarzystwa do Spraw Relokacji Dusz Zagubionych, Alexandra. Dzięki temu zabiegowi czytelnik ma okazję poznać historię z innej strony niż głównej bohaterki.

Postacie. Nie mam co odnosić się do pierwowzorów, więc pozwolicie, że skupię się na ich kreacji jako bohaterów fikcyjnych, których jest od groma i jeszcze trochę. Przez to, tak na dobrą sprawę, niezbyt wiele wiemy o naszych narratorach. Każdy z nich ma na pewno przypiętą jedną, dwie charakterystyczne łatki, co przypominane jest przy każdym rozdziale. Jane Eyre doświadczyła nieszczęśliwej miłości, zadręczającej ją przez większość powieści. Charlotte Brontë jest zapaloną pisarką, która chodziłaby ciągle z nosem w swoim notesie gdyby nie wada wzroku. Zaś Alexander pracuje dla Towarzystwa i to jest najważniejsze. Choć postać agenta chyba jako jedyna naprawdę przypadła mi do gustu.

Reasumując, Moja Jane Eyre jest retellingiem "Dziwnych losów Jane Eyre", sprawnie wplatającym wątki paranormalne w całą historię. Pomimo drobnych niedociągnięć, tworzy zgrabną całość, będącą całkiem przyjemną lekturą. Jednak epilogu zostało mi jedno pytanie: jak skończył się romans przedstawiony na końcu? 


6/10



"Człowiek obdarzony darem kreatywności nie zawsze nad nim panuje. Z czasem okazuje się, że niektóre z jego pomysłów żyją własnym życiem i podejmują niezależne decyzje."



Ladyjanistki
Moja Lady Jane | Moja Jane Eyre | My Calamity Jane


Za możliwość wyruszenia do Thornfield Hall dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non!

czwartek, 4 października 2018

Muzyczne polecajki - wrzesień



Drodzy Czytelnicy!

Z racji tego, że muzyka odgrywa jeszcze większą rolę w moim życiu niż wcześniej, pomyślałam, że mogłabym podzielić się z Wami tym, czego słucham najczęściej, najchętniej. Dlatego też co miesiąc albo częściej chciałabym dodawać muzyczne polecajki. W większości będzie to pewnie muzyka koreańska, ale na pewno trafią się też utwory w innych językach. Mam nadzieję, że ciepło to przyjmiecie! Koniecznie dajcie znać co sądzicie, czy może znaliście coś wcześniej - przed Wami piosenki, które towarzyszyły mi przez większą część września.



Stray Kids - Voices



The Rose - BABY



JONGHYUN - Before Our Spring



BTS - I'm Fine



5 Seconds Of Summer - Youngblood


sobota, 29 września 2018

Światła, kamera, AKCJA!: Kaichou wa Maid-sama!

Misaki Ayuzawa jest pierwszą dziewczyną w historii, która została przewodniczącą samorządu szkolnego liceum Seika. Dotychczas szkoła ta przyjmowała w swoje progi wyłącznie chłopców, lecz teraz idąc z postępem, zmieniono jej status na koedukacyjny. Aby poprawić słabą opinię szkoły Misaki rządzi twardą ręką i krnąbrnym nastolatkom nie wybacza nawet najmniejszych potknięć. Nikt nie wie, że po godzinach despotyczna przewodnicząca pracuje w Maid Cafe - kawiarni, w której kelnerki przebierają się w stroje pokojówek. Pewnego dnia szkolny playboy Takumi Usui wpada na Misaki, gdy ta wynosi śmieci z restauracji i w ten sposób poznaje jej sekret. 

Kaichou wa Maid-sama! to drugie anime, które obejrzałam. Jako że zdecydowałam się na nie ze względu na polecenie przyjaciółki, doskonale wiedziałam w jakich klimatach będzie - słodka historia, swojego rodzaju "bad boy" oraz zwykła dziewczyna. Mimo tego naprawdę szybko się wciągnęłam i z uśmiechem pochłaniałam kolejne odcinki. Historia sama w sobie jest dość przewidywalna, tak naprawdę od samego początku wie się, jakie będzie zakończenie. Pomimo tego, możliwość obserwowania zmieniającej się relacji Misaki i Takumiego była dość... ciekawa.

Anime to składa się z 26 odcinków po 25 minut, a każdy opowiada o czymś innym.. Choć kreska jest raczej prosta, w niektórych momentach nawet kojarzyła mi się z taką bajkową, jest ładna, dzięki czemu oglądanie było o wiele przyjemniejsze. Warto podkreślić także, że poruszane są tutaj śmielsze tematy, ale nie chcę za dużo zdradzać.

Główni bohaterowie czyli Misaki i Takumi są ciekawie przedstawieni, mają swoją historię, którą poznaje się z czasem coraz bardziej. Choć prawdą jest, że Ayuzawa często mnie irytowała swoim dziecinnym zachowaniem, całkiem ją polubiłam. Za to Usui to wielka miłość w 2D - chyba tyle wystarczy!

Jeśli szukacie anime dobrego na początek swojej przygody, słodkiego, ale wciągającego, naprawdę szczerze polecam Kaichou wa Maid-sama!. Oprócz rzeczy opisanych wyżej, nie brakuje tutaj humoru, a co się z tym wiąże - niespodziewanych wybuchów śmiechu. Historia Misaki i Takumiego jest warta uwagi, o ile lubicie takie klimaty.



7/10



CIEKAWOSTKA: Kaichou wa Maid-sama! jest stworzone na podstawie mangi, którą w Polsce można znaleźć pod tytułem "Służąca przewodnicząca".

poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Powroty (nie) zawsze są łatwe


Drodzy Czytelnicy,


Trochę mnie tu nie było. Dużo się zmieniło i to nie tylko w ciągu ostatnich trzech miesięcy, a od stycznia. Przede wszystkim ja się zmieniłam. Zdecydowanie mniej czasu poświęcam czytaniu, nie ciągnie mnie do tego aż tak bardzo jak kiedyś. Dlatego też liczba powieści przeczytanych w tym roku wynosi zaledwie... sześć. 
Wiecie, tyle rzeczy się wydarzyło, że niekiedy sama w to nie wierzę. Było ciężko. Ale za to mogę teraz śmiało powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Bardziej, niż kiedykolwiek. Chcę wrócić do pisania, brakuje mi tego bardzo. 
Wracam więc na BR. Jednak jest jeden haczyk - zamierzam troszkę poszerzyć to, co tu zamieszczam. Oprócz zwykłych recenzji książek, filmów i seriali, pojawią się także przemyślenia na temat anime bądź dram (kiedy wreszcie jakąś obejrzę), posty tematyczne dotyczące muzyki, która ciągle mi towarzyszy ostatnimi czasy. Oraz na pewno o wiele więcej moich przemyśleń i luźniejszych postów. 

Mam nadzieję, że nadal ze mną będziecie!

Ściskam,             

wtorek, 1 maja 2018

Marissa Meyer - Scarlet

Sięgasz po jedną z ostatnich skrzynek, wypełnionych po brzegi dużymi czerwonymi pomidorami. Odwracasz się od statku, od razu kierując się w stronę zaplecza karczmy, gdzie od dobrych kilku minut zanosisz warzywa ze swojej farmy. Jedna z kelnerek z uśmiechem przytrzymuje Ci drzwi, a Ty kiwasz z wdzięcznością głową. Gdy w końcu ostatnia drewniana skrzynka ląduje na ziemi, odnajdujesz właściciela. Odbiera Twój ekranet, potwierdzając odbiór i przelewając pieniądze za zlecenie. Wymuszasz uśmiech, następie przecierając odrobinę wilgotne czoło. Ruszasz w stronę swojego statku, gotowy ruszyć z powrotem na farmę.

Cinder - bohaterka pierwszego tomu Sagi Księżycowej powraca i kolejny raz wpada w wielkie kłopoty. Tymczasem po drugiej stronie świata znika babcia Scarlet Benoit. Szybko okazuje się, że Scarlet nie wie o niej wielu rzeczy. Nie wie także o śmiertelnym niebezpieczeństwie, w jakim przeżyła całe swoje życie. A kiedy spotyka Wilka, pięściarza, który może posiadać informacje o miejscu pobytu jej babci, wzbrania się przez zaufaniem mu. Coś ją do niego jednak przyciąga. A jego do niej.  Kiedy Scarlet i Wilk wyjaśniają jedną tajemnicę, natychmiast napotykają na następną, a to prowadzi ich do Cinder. Teraz razem muszą stale być o krok przed Levaną, mściwą królową Księżycowych. 

Trochę czasu minęło odkąd przeczytałam pierwszy tom Sagi Księżycowej, czyli "Cinder". Z niecierpliwością czekałam jednak, co przyniesie Scarlet. Powrót do świata wykreowanego przez Meyer był świetną przygodą, chociaż spodziewałam się odrobinę więcej.

Bardzo ciekawym zabiegiem jest przedstawienie historii z dwóch głównych perspektyw - Cinder oraz Scarlet. Pojawiają się także rozdziały opowiadane przez księcia Kaia, którego brakowało mi w głównej akcji. Dzięki temu jednak autorka prowadzi kilka wątków jednocześnie, a co ciekawe, co jakiś czas przecinają się wzajemnie. Choć dzieje się dużo, jest to zdecydowanie plus całej powieści.

Nową bohaterką w uniwersum Sagi jest tytułowa Scarlet Benoit. Choć na początku darzyłam ją sympatią, im dalej, tym bardziej stawała się irytująca. Przez całą książkę skupia się na dwóch rzeczach - swojej babci oraz tajemniczym Wilku, którego sama niezbyt wie, jak traktować. Po pewnym czasie najzwyczajniej robi się to dość monotonne. Za to postać Wilka jest dość ciekawie wykreowana - niekoniecznie pozytywna, od momentu poznania go coś nie pozwala w pełni go polubić. Nie ukrywam, że to co się zadziało, było dla mnie nie małym zaskoczeniem! Nie zapomnijmy także o kadecie Thorne, który woli być nazywany kapitanem i uwielbia sarkazm. Ma w sobie coś, przez co ze zniecierpliwieniem czekamy na każde kolejne pojawienie.

Scarlet a dokładniej bohaterka o tym imieniu, ma o wiele mroczniejszą historię od Cinder. Jest o wiele bardziej przesiąknięta przemocą, tajemnicą i nagłymi zwrotami akcji. Choć pojawiły się pewne wady i powieść nie była tak dobra, jak swoja poprzedniczka, uważam ją za dobrą kontynuację. Głównym wątkiem jest jednak zdecydowanie Cinder, więc jestem ciekawa, w jakim kierunku to się rozwinie.



7/10



"Nie dziękuj mi za mówienie ci prawdy, kiedy kłamstwo byłoby dla ciebie zbawieniem."



Saga Księżycowa
Glitches (0.5) | The Little Android (0.6) | Cinder  | The Queen's Army (1.5) | Scarlet | Cress | Fairest (3.5) | Winter | Stars Above (4.5)


Za możliwość ruszenia na poszukiwania madame Benoit dziękuję wydawnictwu Papierowy Księżyc!




piątek, 23 lutego 2018

Światła, kamera, AKCJA!: Cudowny chłopak

Dla 10-letniego Augusta nie ma niczego bardziej niezwykłego niż "zwykły dzień w szkole". Urodzony z licznymi deformacjami twarzy, dotąd uczył się w domu pod okiem mamy. Teraz jednak, zaczynając 5 klasę w normalnej szkole, ma nadzieję, że koledzy potraktują go jak zwyczajnego chłopca. Jego wygląd sprawia, że staje się szkolną sensacją, a dla wielu wręcz "dziwadłem". Jedni się z niego śmieją, inni wytykają palcami, ale nikt tak naprawdę niczego o nim nie wie. Wystarczy jeden przyjazny gest, jedna pomocna dłoń, by obudzić w Auggiem siłę, dzięki której będzie potrafił udowodnić, że nie tylko twarz czyni go kimś niezwykłym.

Steve Conrad i Jack Thorne wykonali świetną robotę przenosząc książkę autorstwa R.J. Palacio na duży ekran, gdyż jest ona przedstawiona w sposób bardzo realistyczny. W tym filmie pojawiają się nastoletnie problemy, przedstawione za pomocą starszej siostry Vii; rozdarcie matki między opieką nad synem, a skończeniem pracy magisterskiej, a także niechęć rówieśników w stosunku do Auggiego z powodu jego odmiennego wyglądu. To zaledwie kilka rzeczy, które kreują tę historię na prawdziwą, pozwalając widzom złapać nić porozumienia z bohaterami.

Gra aktorska bardzo mi się spodobała, ponieważ dzięki niej postacie na ekranie mogły być postrzegane jako prawdziwe osoby, które nie zawsze są szczęśliwe, zdarzają im się potknięcia i momenty słabości. Ze wszystkich jednak najmniej polubiłam Augusta, gdyż już po paru minutach zostało pokazane jego egoistyczne podejście do wielu spraw, a także chęć, aby jak najwięcej uwagi było mu poświęcone. Przez to nie zyskał mojej sympatii i nie ukrywam, że czasem przeszkadzało to w odbiorze filmu.

Ciekawą atmosferę stworzyła głównie muzyka, która w połączeniu z niekiedy naprawdę zapierającymi dech w piersiach ujęciami, potrafiła wywołać skrajne emocje. Była bardzo dobrze dobrana, dodatkowo podkreślając nastrój różnych sytuacji. 

Cudowny chłopak jest interesującym filmem, zwłaszcza do obejrzenia w rodzinnym gronie. Pokazuje wiele problemów współczesnych czasów o których nie zawsze się mówi, chociażby przemoc psychiczna w szkołach. Uważam, że jest to kino z gatunku tych, które mają wzruszać i edukować, a reżyserowi zdecydowanie się to udało.


8/10