sobota, 30 listopada 2013

Jakub Ćwiek - Chłopcy 2. Bangarang



Dzwoneczek i chłopcy powracają z głośnym „BANGARANG”, niezwykłymi przygodami oraz szalonymi pomysłami. Akcje coraz ciekawsze, do tego buzująca adrenalina, i mamy mieszankę wybuchową, czyli drugą część Chłopców. Chłopcy po raz kolejny pokazują, że nie da się oddzielić dobrej zabawy od solidnych kłopotów. I nieważne, czy to klubowy Zjazd, motocyklowa wycieczka do pobliskiego miasta czy pozornie leniwe popołudnie w opuszczonym Lunaparku – każdy dzień to nowa przygoda, a na końcu czai się ta największa. I najbardziej przerażająca. Śmierć…
Droga znowu wzywa, nie ma odwrotu ani chwili na oddech. Tylko co jeśli tym razem wiedzie wprost do znienawidzonej dorosłości?

Po tej części nie wiedziałam czego mogę się spodziewać, ponieważ pierwsza część wywarła na mnie duże wrażenie. A to wszystko przez to, że nie raz spotkałam się z takim zjawiskiem, że druga część jest gorsza niż pierwsza. Muszę dodać, że mimo tego, że nie przepadam za krwawymi jatkami ani zombie, ta książka to jedna z pierwszych które polubiłam, właśnie o tej tematyce. Moje przekonanie do polskich autorów powiększa swoją skalę, a to wszystko przez Ćwieka.

Sposób w jaki Jakub Ćwiek posługuje się piórem, jest naprawdę… niesamowity. Naprawdę, nie potrafię inaczej tego określić… Jednocześnie ciekawe, zabawne, ostre… Nieźle! Jednak najbardziej rozbawił mnie rozdział z perspektywy… nie zdradzę. Jednak będzie odmienny niż wszystkie, to wam zapewniam. Pamiętacie, jak w recenzji pierwszej części narzekałam na wulgaryzmy? W tej części w ogóle nie zwracałam na to uwagi. Odniosłam wrażenie, że ta część była lepsza od jej poprzedniczki.

Jeśli chodzi o bohaterów to wiele się nie zmieniło. Dalej wyobrażam ich sobie jako małe dzieci. W Chłopcach 2 Kruszyna stał się trochę bardziej wredny, co mi się nie spodobało. Jako jeden z tych, że tak to ujmę ‘regularniejszych’ osobników był mały Kubuś. Koniec książki, zupełnie wbił mnie w fotel. Jest on taki, nie do przewidzenia. Nagły zwrot akcji. I że jeszcze mam czekać ponad rok na trzecią część?! Co to, to nie! Ja nie wytrzymam!

Podsumowując, Chłopców2 pochłonęłam bardzo szybko. Można z nimi spędzić nudny (prawie) zimowy wieczór, i dobrze się bawić. Lubicie ostre książki? Chłopcy to seria dla was!



8/10



„Pierwszy wciąż skubał strupa. Jak każdy szanujący się dwunastolatek miał ich na swoim ciele całe mnóstwo, ale ten na łokciu, dorodny, zaschnięty, ale wciąż trochę miękki jak pęcherz na pięcie, był jego ulubionym. Miał nadzieję, szczerą, prawdziwą, że będzie go miał już zawsze.”



Chłopcy
Chłopcy | Chłopcy 2. Bangarang | Chłopcy 3.???


Za możliwość ponownego spotkania z Chłopcami dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non!

wtorek, 19 listopada 2013

Emil Hakl - Zasady śmiesznego zachowania



Siedzisz na podłodze hotelu pokojowego sięgając po plecak. Przyciągasz go do siebie, wyjmując notatnik,  od niedawna pamiętnik. Wyciągasz długopis. Uśmiechając się pod nosem, rozmyślasz o tym co dziś dziwnego robiłeś . Paralotnie, podróże... I... nagle zdajesz sobie sprawę jak czas szybko mija. Dopiero co byłeś dzieckiem, a teraz... Ach ten czas... Płynie nieubłaganie, i nie zatrzymasz tego... 

"Zasady śmiesznego zachowania" to rozdarta na trzy części intymna spowiedź bohatera, którego trafnie charakteryzuje pewna uwikłana w relację z nim kobieta: "Jesteś wiecznie niezadowolony, nieokreślony, nie można się do Ciebie zbliżyć, nie dasz się nabrać, robisz z siebie gwiazdę, chlejesz, rżysz jak koń, w środku cały się trzęsiesz, potem bierzesz stilnox, żeby zasnąć. Chcesz tak umrzeć? Chcesz i jeszcze będziesz z tego śmiesznie dumny". 

Na początku dowiadujemy się, że mężczyzna bierze psychotropy niewiadomego pochodzenia. Na kartach powieści coraz bardziej poznajemy dość irytującego faceta. Towarzyszymy mu kiedy odurzony lata na paralotni, robi bilans „straconych lat”, zajmuje rozmową umierającego ojca, zbywa niedającą się zbyć kobietę, czy płynie w dół delty Dunaju, żeby wysypać prochy ojca do najbardziej z obrzydliwych mórz. A jak się okazuje, także symbolicznie odnaleźć siebie. 

Wszyscy uważają, że ta książka jest znakomita, albo chociaż bardzo dobra. Jednak ja mam inne zdanie. Gdy dowiedziałam się że książka jest wyróżniona „prestiżową Nagrodą Josefa Škorveckiego” oraz, że  „Zasady, to piękna proza, która unosi na hipnotyzujących falach pomysłowego języka, celnych obserwacji, zaskakująco intymnych zwierzeń i energicznych dialogów” aż zaniemówiłam. Możliwe, że Czesi rozumieją tą książkę inaczej. 

Z jednej strony książka opowiada o wszystkim i o niczym. Przez ponad 150 stron główny bohater opowiada głównie o sobie. Długie monologi, wspomnienia z pobytu w wojsku, o tym jak się czuje. Wszystkie te punkty upewniają mnie, że bohater jest nudny i nieciekawy. Żeby chociaż opowiedział to w ciekawy sposób, ale nie, musi podawać to w sposób szarobury i jednostajny, takie mówienie dla samego mówienia. Podstarzały facet opowiada, jak to mu w życiu źle, że do niczego nie doszedł i jest samotny, ale najgorsze jest to, jak udaje stuprocentowego faceta i przezywa kobiety od zwierząt. To, w jaki sposób to robi, już po chwili staje się niesmaczne. Żeby chociaż raz na jakiś czas pochwalił się czeskim poczuciem humoru. Co to, to nie. 

Co do książki mam mieszane uczucia. Dla mnie autor nie spisał się idealnie, ale mogło być gorzej. Chyba najbardziej przeszkadzało mi to, że Emil Hakl używał dużo nazw, które nie wszyscy rozumieją, chociaż na końcu książki są dwustronicowe tłumaczenia różnych wydarzeń, ale gdyby na to spojrzeć, tak czytacie książkę, a tu słowo „Kyje”. Pierwsza myśl jaka się pojawia, to „co to znaczy?”. Uważam, że to przesada aby cały czas trzeba było zaglądać na koniec książki.

Zasady jeśli chodzi o czytanie niemiłosiernie się dłużą. Jest to książka, napisana w taki sposób, jakby Hakl tego nie przemyślał, i pisał spontanicznie, pod wpływem chwili. Na końcu chciałabym na chwilę podczepić się do okładki. Zapowiada ona coś obiecującego. Odrobinę nie potrafię znaleźć powiązania między okładką, a zawartością powieści. Opisy są przydługie, a autor ujmuje to w taki sposób, jakby sam nie wiedział co napisać. W skrócie, nie polecam. Wydaje mi się, że autor przecenił swoje możliwości.




4/10 lub 2/6



„Za dziesięć lat zesrasz się z przerażenia, że wszystko zmarnowałeś. Przyjdzie czas, że będziesz wdzięczny za każdy przypadkowy spam, bo będzie ci odwalało z samotności 100x gorzej niż mi teraz.”


Za książkę dziękuję portalowi Sztukater!

sobota, 9 listopada 2013

Cathryn Constable - Wilcza księżniczka


Sophie, jest osieroconą trzynastolatką która niepozornie uczęszcza do angielskiej szkoły dla dziewcząt. Nie ma rodziców, ani bliskiej rodziny. Mieszka u byłej koleżanki swojej mamy, która niezbyt za nią przepada. Mimo wszystko, jest jej dobrze i fajnie się bawi ze swoimi przyjaciółkami - mądrą Marianną, i modnisią Delfiną. Pewnego dnia, udaje jej się 'wygrać' wycieczkę do Rosji. Wycieczkę o której zawsze marzyła. Trafiają tam do złego pociągu, i zostają wyrzucone na przystanek który praktycznie nie istnieje gdzieś w rosyjskiej głuszy. Jednak z opresji ratuje je tajemnicza księżniczka Anna Wołkońska, która zabiera dziewczynki do swojego pałacu. Opowiada im o zaginionych brylantach, rodzinie Wołkońskch i bawi się z nimi. Lecz w nocy pod pałac przychodzą wilki, a księżniczka coraz bardziej interesuje się Sophie. Przyjaciółki zaczynają się bać...

Księżniczki też wszyscy kojarzą. No dobra, księżniczki księżniczkami, ale... WILCZE księżniczki?! To jest coś nowego, więc ogłaszam wszem i obec, że ktoś taki jest. Co mogę wam powiedzieć o samej w sobie książce? Może to, że po opisie i wykonaniu spodziewałam się czegoś lepszego? To na pewno. Odrobinę denerwowało mnie to, że przy niektórych Rosyjskich słowach nie ma przetłumaczenia na Polski. A jeśli jesteśmy przy Rosyjskim... Bardzo mi się podobało to, że w książce użyto odrobinę tego z lekka śmiesznego języka. Oczywiście wiązało się to z tym, że czytając Wilczą księżniczkę mogłam uczyć się narodowego języka Rosjan. Hmm... To na pewno coś wniesie. Kolejna dobra rzecz - na końcu książki znalazł się spis rozdziałów. Nie rozumiem. Jeśli są nazwy rozdziałów, to jest także spis. Rozdziały nazwy nie noszą i takiej informacji nie ma, a szkoda.

Jednak muszę przyznać, że Wilcza księżniczka to była też swojego rodzaju zagadka. Trudno było mi określić, czy to młodzieżówka, fantastyka czy może paranormal, jednak ta pierwsza kategoria była prawidłowa, chociaż wydaje się, że jest to książka dla młodszej młodzieży (10-13). Mimo to na książce się nie zawiodłam, oraz spędziłam z nią miły dzień. 
Wysyłam wielkie podziękowania dla korektora wydawnictwa Bukowy Las, że aż tak bardzo się postarał o brak błędów. Skaczę z radości pod sam sufit! Grafika za to jest śliczna, muszę to przyznać. Kocham fiolet, co po części wyjaśnia moje zafascynowanie okładką.

Wiecie czego nie lubię w postaciach? Jak zachowują się jakby były o wiele, wiele młodsze. Najczęściej słuchając wywodów tych dziewczynek miałam ochotę im powiedzieć (jak to zwykł mawiać mój znajomy) "do przedszkola"... To jest jednak prawda, bo cały czas używając wyobraźni wobec tej powieści wyobrażałam sobie małe dzieciaczki. W każdym razie powróćmy do kluczowego tematu, czyli charaktery postaci. Sophie jest bardzo młoda. I wystraszona. Wszystkiego się boi, a byle szmer powoduje w niej panikę. Jest okropnie łatwowierna, co znacznie ją 'osłabia'. Marianna zaś zawsze udaje tą wyniosłą, i górującą. Na początku nie zwracałam na to zbytniej uwagi, ale później to już zaczęło mi grać na nerwach. Delfina (to imię jest super!) jest zaś ekspertką jeśli chodzi o modę. Uważa, że jest lepsza od innych, dlatego, że... no właśnie... dlaczego? Tylko dlatego, że jest bogata? Jest odrobinę jak służka dla swojej matki, "bo mama kazała mi kupić to, i tamto i tak dalej". Iwan - wydaje się, że jest to sympatyczny facet. Znaczy pomyłka, wróć. Jest to bardzo sympatyczny facet, ale też jest bardzo łatwowierny wobec Anny Wołkońskiej. A jeśli jesteśmy przy Ance (heheszki) to teraz trochą ją obgadamy. Z początku bardzo ją lubiłam, ale okazała się wredną jędzą, która później oczekiwała pomocy.
Teraz tak patrząc na ten tekst o postaciach to aż łapie się za głowę! To się rozpisałam!

Ogólnie rzecz biorąc, Волк принцесса* nie jest książką z najwyżej półki, ale można się nią zadowolić, oraz fajnie spędzić czas. Odniosłam wrażenie, że Cathryn bardziej skupiła się na otoczeniu i innych pierdółkach niż na postaciach, co stanowi delikatny minus, aczkolwiek... Jest OK! Mam nadzieję, że autorka zabierze się za napisanie następnej części, ponieważ z chęcią dowiem się co tam u Sophie słychać ;)





6/10




"Jesteśmy tu, gdzie jesteśmy, bo nie możemy być nigdzie indziej!"








Za możliwość odkrycia tajemnicy Wołkońskich dziękuję wydawnictwu Bukowy Las!



_________________________________________________
* (z rosyjskiego - Волк принцесса = Wilcza księżniczka)