Dwadzieścia
lat minęło od wydarzeń z „Jedynej”. Córka Americi i Maxona - księżniczka Eadlyn
nie sądzi, że uda jej się znaleźć prawdziwego partnera wśród konkursowych
trzydziestu pięciu zalotników, nie mówiąc już o prawdziwej miłości. Ale czasami
serce znajdzie sposób, aby nas zaskoczyć. Eadlyn musi dokonać wyboru, który
okaże się trudniejszy niż ktokolwiek się mógł spodziewać...
Nie mogłam się
doczekać, kiedy Korona wreszcie trafi
w moje ręce. W końcu jest to prawdziwe zakończenie serii którą poznałam trzy
lata temu i mam do niej ogromny sentyment. Na pewno o niej nie zapomnę.
Wracając, spodziewałam się zakończenia z rozmachem, pełnym przepychu. Dostałam
jednak zupełne przeciwieństwo – mimo tego jestem pozytywnie zaskoczona i pod
wrażeniem wykreowanego przez autorkę świata. Nie jest to dokładnie to, czego
się spodziewałam, jednak po skończeniu na mojej twarzy pojawił się szeroki
uśmiech. Uważam, że naprawdę warto poznać tą przyjemną serię, która pozwala się
zrelaksować.
Kiera Cass
kolejny raz się popisała, posługując się lekkim i przyjemnym piórem, dzięki
czemu czytanie idzie jak z płatka. Nie sposób się także oderwać od lektury.
Akcja gna do przodu, nie zostawiając Czytelnikowi czasu na rozmyślanie nad tym
co było, a zmuszając do zastanowienia się nad tym, co dopiero będzie. W tej
części oczywiście nie zabrakło także pięknych sukien i słodkich sytuacji, które
tak bardzo wszyscy polubili w poprzednich częściach.
W Koronie łatwo zauważyć zmianę, jaka
zaszła w Eadlyn. Stała się bardziej odpowiedzialna, poważna i zdająca sobie
sprawę ze swoich wyborów. Także nie raz udowodniła, jak wiele jest w stanie zrobić
dla rodziny, a także poddanych. Muszę przyznać, że wreszcie ją polubiłam. W
rodzinie królewskiej dzieje się dużo rzeczy. Jedne pozytywne, inne
niekoniecznie. Przez pewien czas miałam wrażenie, że do niej należę, a to
dzięki autorce, która opisała to tak dokładnie. W Koronie o wiele bardziej skupiamy się na głównej bohaterce niż na
Kandytach, jednak w żaden sposób to nie przeszkadza.
Mimo wielu
negatywnych opinii na temat „Rywalek” ta seria pozostaje jedną z moich
ulubionych. Jest lekka i urocza ale nie brakuje w niej odrobiny problemów.
Uważam, że Korona jest dobrym
zwieńczeniem całej historii, mimo tego, że zaczęłam podejrzewać jak to się
skończy. Co prawda, nie postąpiłabym tak jak Eadlyn, ale jak najbardziej
szanuję jej wybór i cieszę się, że zrobiła to, co podpowiadało jej serce. Mam
wrażenie, że Kiera Cass podczas pisania nagle zmieniła pomysł na zakończenie,
ale nie wyszło to tak źle. Pomimo zdecydowanie najgorszej okładki, treść jest
jak zwykle piękna.
8/10
„Może to nie pierwsze
pocałunki powinny być takie szczególne,
tylko ostatnie?”
Selekcja
Rywalki. Książę i gwardzista | Rywalki. Królowa i faworytka
Chodzi za mną od dawna ta seria, jednak zastanawiam się czasem czy aby nie wyrosłam z takich młodzieżówek już :C
OdpowiedzUsuń"Selekcja" ma w sobie coś takiego, że jak raz się już zacznie, to trzeba serię skończyć :) Ja jestem po wszystkich tomach, poza "Koroną" właśnie i dodatkiem - "Księciem i Gwardzistą". Muszę w końcu zabrać się i dokończyć serię. Może i nie należy ona do moich ulubionych, ale w ramach przyjemności po ciężkiej lekturze jest idealna.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://faaantasyworld.blogspot.com/
Ja nadal nie dokończyłam "Selekcji", więc nie wczytywałam się tak bardzo w Twoją recenzję. Muszę przyznać, że lubię tą serię, pomimo irytującej głównej bohaterki i jej dziecinności. Wydarzenia są chwilami naciągane i nieprawdopodobne, ale jednak ta seria ma w sobie swego rodzaju magię. Niedawno skończyłam "Elitę", więc pewnie teraz zabiorę się za kolejną część :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Caroline Livre
Z początku było miło i w ogóle, ale później zrobiło się tak infantylnie i denerwująco, że z radością zakończyłam serię XD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie ;)
http://ravenstarkbooks.blogspot.com/