"Nerve" zaczyna się od
prostego pytania: jesteś Graczem czy Widzem? Z pozoru to niewinna gra online,
polegająca na podejmowaniu wyzwań rzucanych przez Widzów. Jednak stawka szybko
rośnie, a z nią ryzyko, które trzeba podjąć, by wygrać... czyli przeżyć. Vee ma
już dość życia w cieniu swej kochającej popularność przyjaciółki Sydney. Pewnej
nocy postanawia wyrwać się ze swego poukładanego świata i wyrusza do Nowego
Jorku, by wziąć udział w Nerve. Gra zaczyna się od prostych zadań: trzeba
pocałować przystojnego nieznajomego, a potem wraz z nim ukraść coś z
luksusowego domu towarowego. Zabawa się rozkręca. Vee i jej nowy przyjaciel Ian
zyskują coraz większą popularność wśród Widzów, którzy prześcigają się w
podbijaniu stawki i wymyślaniu coraz bardziej niebezpiecznych zadań. Wkrótce
jednak Vee zdaje sobie sprawę, że stała się obiektem manipulacji. Jej
internetowe konta zostają zhakowane, karty kredytowe zablokowane, a ona sama
staje się więźniem Nerve. To już nie zabawa, a walka o życie na oczach milionów
anonimowych Widzów.
Od razu po obejrzeniu zwiastuna,
wiedziałam, że to będzie film, który mi się spodoba. Nie myliłam się. Pomijając
fakt, że gra tam Dave Franco, byłam niezwykle ciekawa, jak zostanie to
przedstawione. Świat zmierza w takim kierunku, a Nerve w jakimś stopniu udowadnia nam, jak może się skończyć
podążanie za trendami wbrew własnemu rozsądkowi. Nie raz w oczach miałam łzy, a
serce biło mi szybciej. Nie brakowało jednak momentów, w których można było się
pośmiać. Jest to film w którym dominuje dzika akcja, wciągająca, niezależnie,
czy się tego chce.
Gra aktorska jest niezła, chociaż nie
wszyscy wypadli dobrze. Najbardziej spodobał mi się Dave Franco (Ian) który
odgrywał tajemniczą, pełną niespodzianek postać. Jak zwykle wyszło mu to
wyśmienicie. Pozytywnie zaskoczył mnie również Machine Gun Kelly (Ty) który
przedstawił swojego bohatera… cóż, przerażająco dobrze. Z damskich ról
najlepiej wypadła Emily Meade (Sydney). Chociaż odgrywanej przez nią bohaterki
szczerze nienawidzę, gra aktorska wypadła świetnie. Emma Roberts (Vee) jak
zwykle nie powaliła mnie na kolana. Nie przepadam za nią jako aktorką, ale nie
było to aż takie tragiczne. Można powiedzieć, że ona oraz Miles Heizer (Tommy)
wypadli dość neutralnie. No i na koniec Juliette Lewis (Nancy), czyli matka
głównej bohaterki. Zero mimiki, gra na minimalnym poziomie umiejętności
aktorskich. W tym wypadku jestem stanowczo na „nie”.
Nerve jest
niesamowitym filmem, dopracowanym i ukazującym ciekawy punkt widzenia (przykład: zza ekranu komputera). Chociaż niektóre dialogi są dość nudnawe, tak
sceneria i muzyka są na najwyższym poziomie. I Dave Franco. Widać, że wszystko
jest dopracowane, a bohaterowie są ciekawi, mający historię. Na pewno nie raz
wrócę do tego filmu.
8/10
CIEKAWOSTKA: Film
miał premierę w School of Visual Arts w Nowym Jorku 12 lipca, podczas której
obecna była cała obsada. Do kin w Polsce wszedł jednak dopiero 2 września.
Ta książka mnie interesuje od dawna ;)
OdpowiedzUsuńSpojrzenie EM