wtorek, 30 czerwca 2015

#Stosik 6/2015 ~ Lato, wakacje i tym podobne

Hop hop, jest tu ktoś?
Przez ostatni tydzień było cichutko, ale dostałam blokady czytelniczej i czytam pięć książek na raz, co jest dla mnie okropne. Dlatego powoli staram się przez nie po kolei przebrnąć, a w wolnym czasie przygotowuję posty dla was. Będzie się działo!
A teraz zapraszam na stosik :)

 Od góry:
  • David Nicholls - Jeden dzień - kiedyś słyszałam o tej pozycji, ale nie jestem pewna, czy chodziło właśnie o tą, czy o coś podobnego. W każdym razie upolowane za niecałe 10 zł w Świecie Książek.
  • Meg Wolitzer - Pod kloszem - cieniutka książka której naprawdę jestem ciekawa. Zapowiada się dobra lektura na dzień, góra dwa. Egzemplarz recenzencki od wydawnictwa Bukowy Las.
  • James Dawson - Wypowiedz jej imię - książka, której przeraźliwie się boję, ale zarazem jest okropnie ciekawa. Mam nadzieję, że okaże się, że jest to thriller, który nie zamrozi mi krwi w żyłach ;) Egzemplarz recenzencki od wydawnictwa YA!
  • Gail McHugh - Collide - jak widać jestem w trakcie czytania. Generalnie mi się podoba, tylko przez białe kartki i mały druk strasznie szybko się męczę. Ale jakoś daję radę i powoli czytam dalej. Egzemplarz recenzencki od wydawnictwa Akurat.
  • Ewa Seno - Ścieżka ocalenia - wreszcie u mnie jest! Ostatnia, ogromna książka z zakończeniem historii Niny. Nie mogę się doczekać, aż wreszcie ją zacznę! Egzemplarz recenzencki od wydawnictwa Feeria.
  • Rachel Van Dyken - Toxic - pierwsza część nie powaliła mnie na kolana, ale zdecydowałam, że przeczytam drugą część. A może bardziej mi się spodoba? j.w.
  • Ewa Nowak - Nie do pary - pierwsza powieść pani Nowak na mojej półce i pierwsza, którą przeczytam. Mam nadzieję, że zachęci mnie do przeczytania innych książek spod pióra Ewy Nowak. Egzemplarz recenzencki od wydawnictwa Egmont.
  • Daj upust emocjom - cudowna książeczka, która przypomina trochę Zniszcz ten dziennik, z taką różnicą, że o wiele bardziej kreatywny. Zakochałam się w tym! Niedługo recenzja pisania i video ;) j.w.
Więc to by było na tyle, jeśli chodzi o nowości. Koniecznie dajcie znać, co przypadło wam do gustu i na recenzję jakiej pozycji czekacie najbardziej! :)
Łapcie jeszcze wersję video :)




Sophie Carmen

wtorek, 23 czerwca 2015

Colleen Hoover - Maybe Someday



Czekasz na ten moment. Zegar wybija dwudziestą. Wychodzisz na balkon i siadasz na wiklinowym krześle. Zamykasz oczy. Nagle w tym momencie słyszysz pierwsze dźwięki muzyki. Podciągasz nogi pod brodę. Dostosowujesz się do tempa i cicho śpiewasz swój własny tekst ułożony do tej muzyki. Dźwięki gitary zanoszą cię do zupełnie nieznanego, nowego ci świata. Melodia nie wydaje ci się znajoma. Zapewne chłopak z naprzeciwka sam ją napisał. Śmiejesz się pod nosem. Nie potrafisz wyobrazić sobie wieczoru bez tego małego, prywatnego koncertu.

On, Ridge, gra na gitarze tak, że porusza każdego. Ale jego utworom brakuje jednego: tekstów. Gdy zauważa dziewczynę z sąsiedztwa śpiewającą do jego muzyki, postanawia ją bliżej poznać. Ona, Sydney, ma poukładane życie: studiuje, pracuje i jest w stabilnym związku. Wszystko to rozpada się na kawałki w ciągu kilku godzin. Wkrótce tych dwoje odkryje, że razem mogą stworzyć coś wyjątkowego. Dowiedzą się także, jak łatwo złamać czyjeś serce…

Jak wiecie, lub nie, brałam udział w pierwszym, polskim bookathonie organizowanym przez wydawnictwo Otwarte z książką Maybe Someday autorstwa Colleen Hoover które kupiłam tydzień wcześniej na Targach Książki w Warszawie, a to za sprawą licznych pozytywnych recenzji które słyszałam, i znając siebie, odłożyłabym tą książkę na półkę i przeczytałabym za rok, może dwa. Ale właśnie bookathon zachęcił mnie do sięgnięcia po nią i jestem nią totalnie oczarowana. Chociaż, prawdę mówiąc, spodziewałam się zupełnie czegoś innego i końcówka nie powaliła mnie na kolana, ale całość jest naprawdę nie do opisania. Maybe Someday łączy wszelkie możliwe emocje – smutek, zadowolenie, złość i radość. To istna bomba emocjonalna!

Po mimo tego, że w Polsce jest już sześć książek tej autorki, w tym bardzo popularne Hopeless, do tej pory nie miałam z nią styczności. Maybe Someday jest więc pierwszą powieścią spod pióra Colleen która pojawiła się na mojej półce i skutecznie zachęciła do sięgnięcia po inne jej dzieła. Hoover posługuje się niesamowicie lekkim i barwnym językiem, przez co książkę czyta się w mgnieniu oka. Autorka potrafi wykreować aurę tajemniczości wokół bohaterów i ich życia, co tylko i wyłącznie dodaje smaczku całości. Książka Colleen Hoover w połączeniu z głosem Griffina Petersona tworzy jedną, całą, oryginalną całość.

Wydaje się, że postacie z Maybe Someday są… wyjątkowo oklepane. Dziewczyna uwielbiająca muzykę i chłopak grający na gitarze. Idealnie połączenie? Może nie do końca. Wbrew wszystkim domysłom, Sydney jest dziewczyną bardzo skrytą, ale jednak poukładaną i stanowczą, oraz przyjazną (przynajmniej dla Czytelnika). Autorka wykreowała główną bohaterkę na osobę realną, której nie sposób nie polubić. Przynajmniej ja polubiłam ją od pierwszych stron. Ridge jest natomiast chłopakiem idealnym. Delikatnym, romantycznym i trochę nierozważnym. I skrywa pewien sekret, który czyni go wyjątkowym. Jak zapewne wszyscy wiedzą, trudno jest stworzyć powieść która nie będzie przewidywalna i w której postacie będą prawdziwie i prawdziwie tajemnicze. Colleen Hoover to się udało.

Mimo tego, że druga połowa książki nie przypadła mi zbytnio do gustu, to pierwszą jestem stanowczo zachwycona. Czytając Maybe Someday miotały mną różne emocje. I mimo tego, że przeczytałam ją miesiąc temu – nadal tak jest. Ta recenzja jest zapewne strasznie „rozsypana” ale nie jestem w stanie zebrać myśli o książce po której nabawiłam się poważnego kaca książkowego. A to znaczy, że jest ona naprawdę warta uwagi. Pewnie teraz sobie myślicie, że może kiedyś przeczytacie tę powieść, ale ja wam mówię, że właśnie teraz jest na to odpowiedni czas!





9/10





„Hej, serce. Słyszysz mnie? Wypowiadam ci wojnę.”

niedziela, 21 czerwca 2015

Veronica Roth - Niezgodna



Ostatni raz przygładzasz ubranie i spoglądasz w lustro. Bierzesz głęboki oddech i wychodzisz z domu. Po paru minutach jesteś na miejscu. To właśnie dzisiaj, zaraz, odbędzie się Ceremonia Wyboru. Pośpiesznie wchodzisz do środka i ustawiasz się w otoczeniu innych szesnastolatków z różnych frakcji. Obok ciebie stoi dziewczyna z Serdeczności. Parę osób posyła ci niespokojny uśmiech. Zaczyna się. Na środku stoją metalowe misy. Umieszczono w nich substancje odpowiadające danym frakcjom. Szare kamienie, woda, ziemia, rozżarzone węgle i szkło. Słyszysz powitanie i zaczyna się wyczytywanie z listy ułożonej alfabetycznie. Nagle słyszysz swoje nazwisko. Przełykasz ślinę i podchodzisz do mis. Powoli sięgasz po sztylet. Nacinasz sobie środek dłoni, którą kierujesz nad wybraną substancję. Od dziś jesteś kimś zupełnie innym.


Altruizm, Nieustraszoność, Erudycja, Prawość, Serdeczność to pięć frakcji, na które podzielone jest społeczeństwo zbudowane na ruinach Chicago. Każdy szesnastolatek przechodzi test predyspozycji, a potem w krwawej ceremonii musi wybrać frakcję. Ten, kto nie pasuje do żadnej, zostaje uznany za bezfrakcyjnego i wykluczony. Ten, kto łączy cechy charakteru kilku frakcji, jest niezgodny – i musi być wyeliminowany. Szesnastoletnia Beatrice dokonuje wyboru, który zaskoczy wszystkich, nawet ją samą. Porzuca Altruizm i swoją rodzinę, by jako Tris stać się twardą, niebezpieczną Nieustraszoną. Będzie musiała przejść brutalne szkolenie, zmierzyć się ze swoimi najgłębszymi lękami, nauczyć się ufać innym nowicjuszom i przekonać się, czy w nowym życiu, jakie wybrała, jest miejsce na miłość. Tymczasem wybucha krwawa walka między frakcjami. A Tris ma tajemnicę, której musi strzec przed wszystkimi, bo wie, że jej odkrycie oznacza dla niej śmierć.


Niezgodna jest bardzo znaną książką. Pamiętam, że kiedyś widziałam właśnie tą książkę w księgarni, ale napis „Po Igrzyskach Śmierci nastał czas na Niezgodną” skutecznie mnie odstraszył. Dlaczego? Ponieważ, nienawidzę porównań do innych książek, zwłaszcza na okładkach. „Nowe coś tam”, „Czas na coś tam”… Przecież to nawet kiczowato brzmi. Ale kiedy do kin weszła ekranizacja w roli głównej z niesamowitą Shailene Woodley, doszłam do wniosku, że muszę ten film obejrzeć. Idąc z postanowieniem, „(jeśli to możliwe) najpierw książka” zaczęłam się powoli czaić na Niezgodną. Aż w końcu nadeszły święta i w jednym z pakunków znalazłam właśnie tą powieść wraz z drugą częścią. Nie uwierzycie jak bardzo się ucieszyłam! W każdym razie zanim w kwietniu poszłam do kina na Zbuntowaną, doszłam do wniosku, że muszę zobaczyć pierwszą część… więc zaczęłam ją czytać. I nie sądziłam, że tak bardzo mi się spodoba!


Veronica Roth jest naprawdę autorką doskonałą. Idealnie poradziła sobie z wykreowaniem zupełnie innego świata, różniącego się od tego naszego pod praktycznie każdym względem. Bohaterowie są naprawdę świetni, ale o tym później. I jakby tego było mało, autorka używa barwnego, prostego języka, sprzyjającego mimowolnemu pożeraniu książki. Jedynym minusem jakim zauważyłam jest pisanie w czasie teraźniejszym, co przypomina trochę dzieło Suzanne Collins. Nie myślcie, że to jest takie narzekanie, żeby mieć się czego uczepić, bo wcale tak nie jest. Chodzi mi o to, że przez taki sposób Niezgodna jest i będzie porównywana do Igrzysk Śmierci, a zasługuje na własną „sławę” jako bardzo dobra książka, a nie jako następca.


Bohaterowie to jeden, wielki plus. Każda postać jest inna, wyjątkowa. I chociaż jest ich od groma i w pewnym momencie się pogubiłam, później wszystko wróciło do normy. Beatrice Prior, a w zasadzie Tris jest naprawdę niezwykłą osobą. Nieśmiałą, a jednak odważną, delikatną, a jednak silną. Już od początku czułam z nią pewną więź. Za to Cztery jest zupełnym przeciwieństwem. Nieustraszony który niczego się nie boi, jest surowy i wyrozumiały. Prawdę mówiąc niezbyt za nim przepadam, ale mam nadzieję, że to się zmieni. Tak jak mówiłam, każdy jest inny, ale łączy ich jedno – są nieustraszeni.


Niezgodna to książka wyjątkowa. Jest to naprawdę brutalna powieść przygodowa, która trzymała moje serce w garści. Naprawdę, po skończeniu nie mogłam zebrać myśli, tym bardziej serca, które z czasem się rozsypywało. Więc niech ciebie, Czytelniku, nie zwiedzie dziwna okładka i porównanie. Niezgoda jest pełna tajemnic, emocji i niespotykanych rzeczy, że po prostu trzeba ją przeczytać. Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś, musisz jak najszybciej to nadrobić!






8/10






„Ojciec mówi, że ci, którzy chcą władzy i ją osiągają, żyją w ciągłym strachu, że ją stracą.”





Niezgodna

środa, 17 czerwca 2015

P.C. & Kristin Cast - Ujawniona



Nie jesteś pewny, czy na pewno powinnaś tam wchodzić. W końcu to jest społeczność wampirów, a im nie do końca można ufać. Myślisz o tym, ile razy słyszałeś w radiu albo telewizji o zabójstwach, za którymi stały właśnie te stworzenia. Ale raz się żyje. Powoli wchodzisz i stajesz na środku podwórka. Jesteś mile zaskoczony. Widzisz przeróżne stoiska. Niektóre są wypełnione łakociami, inne ozdobami, a w dużym namiocie można przygarnąć kota pod swój dach. Uśmiechasz się pod nosem i podchodzisz do jednego ze stolików.

Drastycznie odmieniona Neferet jest teraz bardziej niebezpieczna niż kiedykolwiek wcześniej, a jej żądza zemsty wywołuje panikę w społeczności ludzkiej i chaos w Domu Nocy. Potworne morderstwo przypominające atak wampira kładzie się cieniem na relacje między ludźmi i mieszkańcami campusu. Tymczasem Zoey znów zmaga się z problemami osobistymi, a jednocześnie musi stawić czoła potężnej nieśmiertelnej sile, która zagraża światu. Czy zdoła powstrzymać złe moce, zanim rozpęta się prawdziwa wojna? W przedostatnim tomie bestsellerowego cyklu gra toczy się          o coś więcej niż tylko przetrwanie Domu Nocy – tym razem zagrożone są życie i dusza Zoey.

Może zacznijmy od tego, że jestem okropnie zawiedziona. Ujawniona to już 11 i tym samym przedostatnia część Domu Nocy, który poznałam z cztery lata temu i mam do niego niezwykły sentyment. Poprzednia część, a mianowicie Ukryta, bardzo mi się spodobała. Jest przesycona akcją             i nowymi zagadkami, ale o Ujawnionej nie mogę już tego powiedzieć.  Już na początku czytania książki nie udało mi się wciągnąć w to bez reszty, co zapowiadało niezbyt udaną część. Na przełomie tych 296 stron praktycznie nie ma akcji. Nic się nie dzieje i wydaje mi się, że wszystko co tam jest, jest napisane tak „na szybko”, byle jak, aby było. Jest to odrobinę przydługi wstęp do finału, ale uważam, że lepiej, aby ta 12 część miała o te 50 stron więcej, ale była by pełna zwrotów akcji, wydarzeń, tajemnic i mroku. Niestety w Ujawnionej brakuje mi tego.

Tak jak pisałam wcześniej, cała książka jest pisana w wymuszony sposób, a niestety po tylu książkach tego konkretnego duetu matka + córka, łatwo to poznać. Zawiodłam się na paniach Cast, gdyż mogły się bardziej postarać, wprowadzić jakieś nowe sekrety, a one nie zrobiły zupełnie nic. Muszę to przyznać z bólem serca, ale ta część wypada wyjątkowo blado i beznadziejnie na tle swoich poprzedniczek. Czasami miałam chęć potrząśnięcia autorkami, albo nakrzyczeniem na nie za brak tej całej niezwykłości i uroku. Wierzę, że ta seria prowadzi do spektakularnego zakończenia, które mnie rozbije, ale Ujawniona nie wywarła na mnie takiego wrażenia jak, powinna.

W każdych kolejnych częściach skupiamy się coraz bardziej na rozterkach miłosnych głównej bohaterki, Zoey, przez przyjaciół pieszczotliwie nazywaną Zo. Stark czy Aurox? A może jeszcze ktoś inny? To już staje się nudne, a wręcz denerwujące. To jest jeden z elementów, który według mnie powinien zostać zepchnięty na bardzo, bardzo daleki plan. Prawdą jest, że uwielbiam czytać                o przywiązaniu Starka i Zoey i według mnie główna bohaterka powinna się skupić na nim i przestać rozważać inne możliwości. W prawdziwym życiu, zapewne wszyscy by ją za to zostawili i koniec. Ups. Muszę także wspomnieć, że w książkach generalnie nie przeszkadzają mi przekleństwa, zwłaszcza kiedy dodają one tylko smaczku i realności. Ale w tym wypadku są one zdecydowanie za często używane przez Afrodytę, dlatego też cała historia staje się okropnie przerysowana.

Podsumowując, uważam, że Ujawniona jest na chwilę obecną najgorszą ze wszystkich części    i jestem bardzo, ale to bardzo zawiedziona. Szkoda, że panie Cast nie podeszły do tego inaczej, zwłaszcza, że to przedostatnia część, więc można by się wysilić i zakończyć tą część w taki sposób, że Czytelnik od razu pragnie więcej i nie może usiedzieć, wyczekując na zwieńczenie tego finału. Wydaje mi się, że gdyby nie to, że jestem przywiązana do Domu Nocy i jestem ciekawa jak to wszystko się zakończy, nie przeczytałabym ostatniej części. Ale jeśli jesteście ciekawi jak zakończy się cała historia , to musicie przebrnąć przez Ujawnioną. Wierzę, że dacie radę.






5/10





 "(...) Uśmiechnął się szerzej, a ja pomyślałam, że wygląda jak chłopiec, który mógłby podpalić swoją rodzinę w środku nocy, a potem powiedzieć, że zmusiła go do tego Barbie jego siostry."




 Dom Nocy
Naznaczona| Zdradzona | Wybrana | Nieposkromiona | Osaczona | Kuszona | Spalona | Przebudzona | Przeznaczona| Ukryta | Ujawniona | Wyzwolona

Opowieści z Domu Nocy
Przysięga Smoka | Ślubowanie Lenobii | Klątwa Neferet | Upadek Kalony




Za możliwość ponownego odwiedzenia Domu Nocy dziękuję wydawnictwu Publicat!

niedziela, 14 czerwca 2015

Rachel Van Dyken - Utrata



Wysiadasz z samochodu i ciągnąc walizkę za sobą zmierzasz go głównego wejścia. Cały czas się zastanawiasz, czy to jest miejsce w którym powinnaś teraz być. Ale to musi się skończyć. Nie możesz do końca swojego życia przesiedzieć w pokoju przez ten głupi wypadek. Czas rozpocząć nowe życie, tym razem z podniesioną wysoko głową. Podchodzisz to jednego ze stolików. Musisz odebrać swoje papiery i, co najważniejsze, legitymację studencką. Po wymianie kilku niezbyt miłych słów z chłopakiem, który miał ci pomóc, odchodzisz od stolika i wpadasz na drzewo (w środku pomieszczenia?). Znaczy na chłopaka.

Kiersten nie jest zwykłą dziewczyną. Ścigają ją koszmarne echa wydarzeń sprzed dwóch lat. Od tamtej pory woli unikać zobowiązań, a smutek jest jedynym, znanym jej – i dlatego bezpiecznym – uczuciem. Gdy poznaje Westona, wydaje się, że dzięki niemu wyjdzie z ciemności na słońce. Ale nie wie, że czas nie jest jej sprzymierzeńcem. Choć Wes sądzi, że potrafi ją ocalić, to dając jej wszystko, jednocześnie wszystko niszczy.  Próbował ją ostrzec, ale jak można przygotować się na coś takiego? Czasami musisz się śmiać, by nie wybuchnąć płaczem.

Nie wiedziałam czego się spodziewać po Utracie. Ponieważ wszyscy tak bardzo ją wychwalali spodziewałam się historii która sprawi, że nie będę mogła spać po nocach. W większości recenzji była właśnie tak określana. Ale najwyraźniej postawiłam poprzeczkę zbyt wysoko. Jak przy premierze tej powieści przeczytałam opis to już byłam nie do końca pewna – zapowiadało się na zwykły romans. Utrata była mi coraz częściej polecana, więc w końcu po nią sięgnęłam. Nie mówię, że jest to okropna książka, wręcz przeciwnie. Jest dobra, ciekawa, ale niezbyt oryginalna i trochę zbyt „cukierkowa”. Zabrakło mi tego „czegoś” co sprawiłoby, że historia Westona i Kiersten stałaby się dla mnie wyjątkowa i jedyna.

Nie powiem, że zarys fabuły jest oryginalny, bo bym skłamała. Był już wykorzystany w kilku powieściach, co znacznie odejmuje możliwości autorce. Jak inaczej historię już opowiedzianą? Nie jest to zbyt łatwe, nie wiem, czy w ogóle możliwe. Rachel Van Dyken posługuje się bardzo plastycznym i przyjemnym językiem, więc Utratę pochłania się w ciągu kilku chwil. Prawdą jest, że trudno jest „wbić” się w wydarzenia, ale kiedy już to się uda, bez problemu czyta się dalej bez przerwy, cały czas. Po skończeniu zastanawiałam się, czy ktoś nie ukradł kartek w moim wydaniu. Kończy się w tak nieoczekiwanym momencie… Że nie wiem co powiedzieć. Jednak z chęcią sięgnę po następną część, aby poznać postacie drugoplanowe z innej strony.

Już od początku czułam niechęć do Westona. Wszyscy się nim zachwycają, włącznie z Kiersten. Jednak mi on zdecydowanie nie przypadł do gustu. Strasznie się naprzykrzający chłopak  , który nie chce dać spokoju normalnej pierwszoroczniaczce… może moje zdanie o nim zmieniło się na dwadzieścia ostatnich stron. Naprawdę i szczerze go nie lubię. Kiersten jest według mnie niezdecydowana co do swoich uczuć i boi się sobie zaufać. Mam mieszane uczucia co do tej dziewczyny, ale autorka wykreowała ją na wyjątkowo realną postać, która nie jest wyjątkowo odważna i która nie może pogodzić się z pewnymi rzeczami. Bohaterzy pod względem kreacji zdecydowanie na plus.

Tak jak wspominałam wcześniej, Utrata nie jest jakąś wyjątkową książką która zwali czytelnika z nóg. Jest jednak powieścią romantyczną, opowiadającą o powoli rodzącym się uczuciu między dwoma osobami, które na swój pokręcony sposób jest romantyczne. Nie jest to czego jeszcze nie było, ale jeśli ty, Czytelniku, szukasz lekkiej powieści o miłości, w sam raz żeby się odstresować, Utrata jest idealną pozycją dla ciebie!





7/10





„ Żegnaj – ktokolwiek wymyślił to słowo, powinien smażyć się w piekle.”




Zatraceni
Utrata | Toxic | Fearless (2.5) | Shame 


 
Za możliwość poznania udania się na Uniwersytet Waszyngtoński dziękuję wydawnictwu Feeria!