Kylie Galen
przebywa w Wodospadach Cienia już od jakiegoś czasu. Choć wśród tych wszystkich
niezwykłych istot jej życie już nigdy nie będzie takie samo, czuje, że jej
miejsce jest właśnie tutaj. Wciąż jednak nie ma pojęcia, kim jest naprawdę.
Desperacko pragnie ustalić swoją tożsamość i zrozumieć, dlaczego nawiedzają ją
duchy. Jeden z nich twierdzi, że ktoś bliski Kylie umrze przed końcem lata.
Kylie dręczą też problemy sercowe. Nie potrafi zdecydować, czy zostać z
wilkołakiem Lucasem, związek z którym nie należy do usłanych różami, czy być z
półelfem Derekiem, który zaczyna coraz bardziej na nią naciskać. Dziewczyna
wie, że musi dokonać wyboru… Romanse jednak muszą zejść na dalszy plan, gdy
ciemna strona świata istot paranormalnych zaczyna zagrażać wszystkiemu, co jest
dla Kylie drogie.
Czy pamiętasz,
drogi Czytelniku, jak bardzo byłam zachwycona Urodzoną o północy? I jak bardzo
nie mogłam się doczekać drugiej części? Tak, miałam takie szczęście, że
Przebudzona o świcie miała dwa tygodnie później swoją premierę. Cieszyłam się bardzo, że
mogę ją przeczytać. Jednak gdy przyszła do mnie, cały czas ją odkładałam, na
rzecz innych lektur. Przygotowałam się emocjonalnie na lekką książkę, taką jaką
była pierwsza część.,
i zawiodłam się. Zamiast książki, którą można przeczytać w niecały
dzień, znalazłam powieść, której 60 stron męczyłam przez tydzień. Do tego
znalazłam podobieństwo między Przebudzoną o świcie, a drugą częścią serii
Stephanie Meyer – Księżycem w nowiu. Sposób, jaki wybrała C.C. Hunter, naprawdę
mnie rozczarował. Pewnie uznała, że jeśli
postara się naśladować Meyer, która doszła do pewnego stopnia sławy, z nią
stanie się tak samo. Jednak, wystarczyło by, aby Hunter trzymała się swojego stylu, w jakim jest pisana pierwsza część, a
naprawdę zaszła by jeszcze dalej.
Autorka w
jakimś stopniu zachowała swój sposób pisania, który zadowolił czytelnika.
Aczkolwiek to co zaczęła tworzyć, strasznie mnie
zdenerwował. Nawet w pewnym momencie, czułam się jakbym czytała
Zmierzch. Kropka w kropkę. Akcja jest wartka, łatwo się w niej odnaleźć. Niekiedy można się nawet uśmiechnąć. Hunter doskonale sprawdziła się, jeśli chodzi
o nieprzewidywalność, i za to ją podziwiam. Naprawdę trudno napisać coś, gdzie
nic nie będzie przewidywalne. Czytelnik rozwiązuje jedną zagadkę, w zamian
dostając następną. I tak przez cały czas.
To co było
najgorsze, to ten przeklęty trójkącik! Tak jak w pierwszej części był do
zniesienia, tak w drugiej zaczął mnie przerastać, i denerwować.
Nie rozumiem, jak można było zrobić coś takiego czytelnikowi.
W pewnym momencie to zrobiło się tak niesmaczne, że miałam ochotę rzucić
książką w ścianę, i nie wracać do niej. Długo. Kylie zupełnie się zmieniła. Tak
jak na początku, bez problemu odnowiłam z nią kontakty, tak z coraz dalszymi
stronami, złościła mnie niesamowicie. Stała
się małą dziewczynką, która nie ma nic innego do roboty. Rozumiem raz na jakiś
czas, ale co pięć minut. No ludzie!
Jeśli mówimy o okładce,
to bardzo mi się podoba. Urodzona o północy jest utrzymana w barwach
fioletowych i różowych, a Przebudzona o północy niebieskich i odrobinę
zielonych. To jest bardzo pomysłowe, bo
taki zabieg naprawdę przykuwa wzrok. Do tego cudnie prezentują się na półce!
Przebudzona o
północy nie była nie wiadomo jak wybitna, brakowało mi tego „czegoś”. Ale w
seriach najczęściej jest tak, że druga część jest gorsza od poprzedniczki, więc
chcę dać szansę trzeciemu tomowi. Trochę za dużo tu innych dzieł, i autorka
troszkę zgubiła siebie w tym wszystkim, ale miejmy nadzieję, że w następnej
części ją odnajdzie.
„-Jeśli to wszystko,
to czemu wślepiacie się we mnie tak, jakby wyrósł mi ogon?
-A myślisz, że to
możliwe? (…)
O cholera! On mówił
poważnie. Przesunęła ręką po pupie, by się upewnić, że nic się tam nagle nie
pojawiło. Ale nie.”
6/10
Wodospady Cienia
Urodzona o północy |
Przebudzona o świcie | Zabrana o zmierzchu | Szepty o wschodzie księżyca | Wybrana o zmroku
Za możliwość
ponownego odwiedzenia obozu w Wodospadach Cienia dziękuję wydawnictwu Feeria!
6/10 to nie aż taka zła ocena. Mam nadzieję, że ja się na niej nie zawiodę. Ale cóż, rzeczywiście hunter mogła trzymać się własnego stylu, bo po co naśladować kogoś kim się nie jest?
OdpowiedzUsuńNie znam tej serii chyba. Ale to cała ja - nie znam niczego!
OdpowiedzUsuń