Co to
właściwie jest karma? Jest to przyczyna - rozumiana w sensie prawa przyczyny i
skutku. Czyli prościej ujmując - dobre
rzeczy zostaną nagrodzone, a złe ukarane. Ale nie wszystko może być w rękach
karmy, prawda? Trzeba samemu się zabrać za większość rzeczy. Więc dlaczego, nie
można dopomóc karmie? Dlatego, że wtedy równowaga została by zachwiana, a nie o
to nam chodzi. Chyba.
Madison
Kasparkova żyje prawie tak samo jak każda nastolatka. Różni ją to, że od zawsze
wiedziała, że istnieje coś takiego jak karma, a co ważniejsze – zawsze w to
wierzyła. Jednak gdy udało jej się trafić na imprezę to Loftu – super klubu,
który należy do Spencer’a Coopera, bogatego dzieciaka – jej życie obróciło się
o 360 stopni. Maddy przyłapała swojego chłopaka na zdradzie z Heather Campbell,
najpopularniejszą dziewczyną w szkole. Z początku, dziewczyna nie mogła
przywyknąć do takiej rzeczywistości, ale wymyśliła, co zrobić żeby pozbyć się
tego dziwnego uczucia. Razem z przyjaciółkami założyły tajne stowarzyszenie.
Ich zadaniem jest odegranie się na takich ludziach jak jej były, czy Heather. Równowaga
musi zostać zachowana, a skoro wszechświat o to nie dba, zajmie się tym Klub
Karmy.
Ta książka
zachęca wszystkim czym ma. Opisem, okładką, tytułem a nawet „książkowym
zwiastunem”. Gdy tylko zobaczyłam jej
zapowiedź, wiedziałam, że będę musiała ją jak najszybciej przeczytać. Los
chciał, że się udało. Więc gdy tylko Klub
Karmy dotarł do mojego domu, czułam dziwne mrowienie, na myśl o tej
powieści, i o tym, że niedługo się za nią zabiorę. To jest moje pierwsze
spotkanie z Jessicą Brody. Mimo tego, że posiadam jej inną książkę, która
została przetłumaczona na polski, nie miałam z nią styczności. Nie wiedziałam,
czego się spodziewać. Może męczącego języka, a może książki którą przeczytam w
kilka godzin? Wolałabym drugą opcję, i okazało się, że trafiłam w dziesiątkę.
Sposób, w jaki
Brody operuje piórem jest idealny, jeśli chodzi o książki z gatunku
„młodzieżówek”. Jest lekki, zrozumiały, łatwy w odbiorze i w większej części
przepełniony humorem, zresztą tak jak książka. Przyznam, że czytając Klub Karmy nieustanie się śmiałam, co
jest dobrą oznaką. Czytanie tej pozycji sprawiło mi ogromną radość, aż w pewnym
momencie zaczęłam żałować, że to nie jest trylogia, a taka „chudziutka”
powieść. Zdecydowanie brakowało mi tu czegoś. Za szybko się skończyło. Nie
uważam, że taki dwustronicowy, nagły przeskok na zupełnie inny temat, był
dobrym pomysłem. Może i w niektórych wypadkach, owszem byłby to najlepszy
wybór, ale nie w tej książce!
Na bohaterach,
szczerze mówiąc zawiodłam się najbardziej. Jest do największy minus tego
wszystkiego. Beznadziejni bohaterowie, tak jak w tym przypadku. Nie dość, że
zupełnie nic o nich nie wiemy, to do tego cały czas się wszystko myli, ponieważ
postaci jest od groma, i trudno ich spamiętać. Jeśli miałabym osądzać o tym, co
wyciągnęłam z całej książki o Maddy, uznałabym, że zachowuje się ona bardzo dziecinnie.
Zresztą jak wszyscy. W każdym razie, postacie z Klubu Karmy to porażka na „całej linii”. Uważam, że Jessica mogła
to bardziej przemyśleć.
Podsumowując, Klub Karmy to książka przy której można
się śmiało pośmiać. Jeśli potrzebujesz, drogi Czytelniku, jakiejś powieści
która cię „rozluźni”, to właśnie ta powieść jest do tego idealna! Chociaż jest
odrobinę za krótka, to jest ciekawa, nie licząc bohaterów. Jeśli nie boisz się
nowych wyzwań – zapraszam do przeczytania!
7/10
„Jasne, nieraz
słyszałam o rycerzach w lśniących zbrojach zjawiających się w ostatniej chwili
na ratunek zagrożonej damie. Stara śpiewka. Ale rycerz w nowym, lśniącym BMW?
To coś zupełnie nowego.”
Za możliwość
dołączenia do Klubu Karmy dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo mi miło jeśli komentujesz mój post! Ciepło zachęcam do wyrażenia swojej własnej opinii :)
Daria