wtorek, 19 stycznia 2016

Michelle Falkoff - Playlist for the Dead


Pukasz do drzwi. Otwiera ci mama twojego najlepszego przyjaciela. Wita cię delikatnym uśmiechem, oznajmiając, że on jeszcze śpi. Postanawiasz go obudzić. Przekraczasz próg domu i kierujesz się na schody. Podczas przemierzania następnych stopni starasz się wymyślić głupie hasło, którym obudzisz swojego przyjaciela. Naciskasz klamkę, a drzwi bez problemu ustępują. Podchodzisz do łóżka. Twój przyjaciel jest przykryty kołdrą i wygląda, że całkiem mocno śpi, chociaż jest popołudniowa godzina. Nagle wykrzykujesz coś głupiego, z nadzieją, że się odwróci w twoją stronę i rzuci w ciebie poduszką. Ale tak się nie dzieje. Powtarzasz czynność. Nic. Klepiesz go po ramieniu, ale nie daje żadnego znaku życia. I wtedy zdajesz sobie sprawę co się stało. Wysłuchujesz bicia serca, ale jedyne co słyszysz, to głucha cisza.

            Najpierw  była  impreza. Potem  bójka. Następnego  ranka  Hayden,  najlepszy przyjaciel  Sama, nie żyje. Zostawił tylko playlistę  z  dołączonym liścikiem:  „Dla Sama  – posłuchaj, a  zrozumiesz”. Chcąc poznać prawdę o tym, co się wydarzyło, Sam musi  polegać na piosenkach  z  listy  i  własnych wspomnieniach.  Z  każdym kolejnym  utworem  jednak  uświadamia sobie, że jego pamięć nie jest  tak wiarygodna, jak sądził.  I że uda  mu  się  poskładać  historię swojego przyjaciela z rozrzuconych kawałków tylko wtedy, gdy wyjmie  z uszu  słuchawki  i otworzy oczy na ludzi dookoła. I że to może zmienić jego własną historię.

           Rzeczą która sprawiła, że Playlist for the Dead trafiła na moje listy „chcę przeczytać” i „muszę mieć” był intrygujący opis. Czasami jest taki czas, że ma się ochotę przeczytać coś poważniejszego niż normalne młodzieżówki, ale nie będące powieścią nie wiadomo jak wyszukaną, czy skierowaną do starszych odbiorców. Więc na mój telefon trafił przedpremierowy ebook. Wiecie, że czytanie na telefonie nie jest proste. Ale książka pani Falkoff tak mnie wciągnęła, że zajęło mi to o wiele krócej niż przypuszczałam. I do tego świetnie dopasowana muzyka, która towarzyszyła mi gdzieś od połowy historii Sama. Dzięki temu poznałam wiele świetnych utworów. Zdajecie sobie sprawę, że czytałam to przedpremierowo w październiku, prawda? A recenzja ukazuje się dopiero teraz. Cały czas mam mętlik w głowie i za żadne skarby nie wiem jak zasklepić dziurę w moim sercu, która powstała po skończeniu Playlist for the Dead.

Michelle pisze bardzo przystępnym językiem, który przyjemnie się czyta. Widać, że autorka starała się podejść do całej tej sprawy z młodzieżowego punktu widzenia – przecież zarówno Sam jak i Hayden byli nastolatkami. I udało się. Moje osobiste myśli były bardzo podobne do tego, co sądził główny bohater. Przez prawie całą lekturę miałam wrażenie, że ktoś siedzi przede mną i mi to opowiada, zupełnie, jakby zdarzyło się naprawdę. Nieraz miałam łzy w oczach, ale często miałam także ochotę się pośmiać. W końcu co to za książka bez odrobiny humoru? 

Książka pod patronatem Boook Reviews
Postacie są bardzo dobrze wykreowane. Uporczywie szukam czegoś, do czego mogłabym się przyczepić i ponarzekać, ale trudno mi coś takiego znaleźć. Główny bohater, Sam, przeżywa śmierć przyjaciela, więc przepełniają go emocje, które są praktycznie namacalne. Postać Astrid, pozytywnie zakręconej dziewczyny, bardzo mi się spodobała. Była pewna swoich przekonań, ale nieśmiała w innych sprawach. Czułam nawet minimalne podobieństwo do niej. Widać, że Falkoff spędziła dużo czasu na tworzeniu bohaterów, gdyż Czytelnik ma wrażenie, że są oni z krwi i kości i nie pojawiają się jedynie na kartach Playlist for the Dead.

           Od pierwszych stron powieści wiedziałam, że Playlist for the Dead nie będzie łatwą lekturą. Prawdę mówiąc, żadna powieść skupiająca się na śmierci nie jest prosta. Książka autorstwa Michelle Falkoff jest zawiłą, tajemniczą ale i poruszającą historią. Playlist for the Dead nie jest zwykłą powieścią. Opowiada o rzeczach, z którymi boryka się duża liczba ludzi, nie tylko nastolatków. Pełna emocji narracja sprawia, że  czytelnik często ma ochotę zamknąć się w pokoju i zacząć rozmyślać. Nie wiem, czy zakończenie mogę zaliczyć do "Happy Endu", ale powiedzmy sobie prawdę. Życie to nie jest bajka, a Falkoff idealnie to ukazała. Moja rada brzmi tak na dziś: czym prędzej to przeczytajcie.





8/10





Wiedziałam, że już nigdy nie będę tą samą osobą co wcześniej, i było dla mnie ważne, aby wszyscy to zrozumieli.”


 
Za możliwość wysłuchania tej niezwykłej playlisty dziękuję wydawnictwu Feeria!

2 komentarze:

  1. Ta książka czeka na mnie od dłuższego czasu, nie mogę się za nią zabrać :)
    Pozdrawiam, pozeram-ksiazki-jak-ciasteczka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta książka "łazi" za mną już od dłuższego czasu - koniecznie muszę w końcu po nią sięgnąć! Lubię takie historie ponieważ często książki opowiadające o prawdziwym życiu są bardziej niezwykłe niż te w których występują smoki czy trolle :P
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo mi miło jeśli komentujesz mój post! Ciepło zachęcam do wyrażenia swojej własnej opinii :)
Daria