Mama znów zamęcza cię różnymi
propozycjami. Scrabble, sudoku, kalambury czy krzyżówka? Jednak ty uparcie
odmawiasz. Jesteś już tym zmęczony. Od tygodnia siedzisz w pokoju, nie mogąc
wyjść na korytarz. A to dopiero początek. Po tak poważnej operacji musisz
siedzieć w tym szpitalnym pokoju z przerażająco białymi ścianami i dużym
telewizorem. Nagle słyszysz kłótnię, która dochodzi zza ściany. Czyżby nowy
sąsiad? Po chwili niezbyt przyjemne słowa milkną. Na ich miejscu słychać głośną
muzykę, przez którą nie możesz skupić się na jednej rzeczy. Zaczynasz pukać w
ścianę.
17-letni Zac jest chory na raka. W
zasadzie mieszka w szpitalu i z pełnym rezygnacji optymizmem znosi wszystkie
niewygody takiego życia. Coś się zmienia, gdy do pokoju obok wprowadza się Mia
– zadziorna, wściekła na cały świat fanka Lady Gagi. Bardzo wiele ich dzieli –
w prawdziwym świecie pewnie nigdy by się nie spotkali. Tu jednak obowiązują
inne reguły, więc ich relacja, rozpoczęta stuknięciem w ścianę, staje się coraz
silniejsza. Pobyt w szpitalu wymaga odwagi, ale żeby z niego wyjść, potrzeba
jej jeszcze więcej. Czy Zac i Mia spotkają się poza szpitalem – i już razem
pozostaną?
Nad przeczytaniem tej książki długo
się zastanawiałam. Było to spowodowane tym, że zostaje tu poruszony temat raka
i walki z nim. Po przeczytaniu książki spod pióra Johna Greena o tej tematyce
myślałam o różnych rzeczach z tym związanych. Co by było, gdyby ktoś z mojej rodziny bądź
przyjaciół zachorował. Jakby to się skończyło. Po przeczytaniu tamtej książki
byłam zaskoczona, odrobinę roztrzęsiona, ale ciekawa. Dlatego z małym wahaniem
sięgnęłam po Zaca & Mię. Nie
wiedziałam, czy mam się spodziewać kolejnej książki która zapadnie mi głęboko w
pamięć, czy może lekkiego czytadła o którym zapomnę prędzej czy później.
Zostałam mile zaskoczona.
Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że
jakaś powieść może spodobać mi się bardziej niż wcześniej wymieniane dzieło
Greena. Czytając Zaca & Mię w
wielu momentach się trzęsłam, śmiałam a w niektórych czułam nieprzyjemne
pieczenie pod powiekami i siłą
powstrzymywałam się przed płaczem. Styl pisania A.J. Betts naprawdę mnie
zachwycił. Jest on lekki i bardzo przyjemny w odbiorze, dzięki czemu powieść
czyta się w oka mgnieniu. To naprawdę niezwykłe, że z niektórymi powieściami
można usiąść i tak się zatracić, że nawet nie zauważa się, że jest
kilka(naśnie) godzin później. Właśnie tak jest w wypadku tej powieści. Oprócz
tego książka jest podzielona na trzy części: „Zac”, „i”, „Mia”. Dzięki temu
historię poznajemy z punktu widzenia obydwu bohaterów. Najpierw mamy do
czynienie z Zackiem. Następnie pojawia się naprzemienna narracja i na końcu poznajemy
historię taką, jak postrzega ją Mia.
Bohaterów polubiłam praktycznie od
razu. No może na początku myślałam, że z chłopakiem jest trochę „nie po kolei”
lecz po kilku stronach przekonałam się, że jest zupełnie inaczej. Mimo
wszystko, Zac jest uczuciowym bohaterem, który jest w stanie poświęcić wszystko
dla swojej rodziny. Sama nie wiem w którym momencie, ale zaczęłam mu współczuć
beznadziejnej sytuacji w jakiej się znalazł. Można u niego dostrzec również
odwagę, dobry humor i to, że ma chęć niesienia pomocy. Mia jest jego
przeciwieństwem. Jest ona wykreowana na mocną i oryginalną postać.
Buntowniczka, imprezowiczka, a jednak nie do końca. Dziewczyna ma wiele różnych
cech, co wywołuje wybuchowe połączenie.
Mimo wielu
sprzeczności historia kończy się w zupełnie inny sposób niż podejrzewałam. Tym
co różni ją od Gwiazd naszych wina jest to, że historia jest opowiadana z punktu
widzenia nastolatków. Nastolatków którzy wyrażają się tak, jak przystało na ich
wiek. Mają różne dziwne pomysły i chociaż zdarza im się myśleć „co by było
gdyby”, bardziej skupiają się na teraźniejszości. Nie mają filozoficznych myśli
i nie prowadzą takich rozmów. Po prostu są nastolatkami z „krwi i kości”.
Autorka pokazuje nam, jak bardzo trudną chorobą jest rak, jak trudno się z nim
radzi. Nigdy nic nie jest pewne, zawsze może pójść coś nie tak. Po jej
skończeniu można wysunąć kilka refleksji, przemyśleć wszystko i stwierdzić, że
powinniśmy się cieszyć z tego co mamy. Jeśli macie ochotę na słodko-gorzką powieść
koniecznie musicie sięgnąć po Zaca &
Mię. Uwierzcie mi, jest na poziomie Gwiazd naszych wina, a może nawet
wyżej.
10/10
„Wszyscy jesteśmy maszerującymi
krabami. Tyle różnych rzeczy już się od nas poodrywało.”
Za możliwość poznania historii Zacka & Mii dziękuję
wydawnictwu Feeria!
Brzmi ciekawie... i to bardzo. Mam nadzieję, że uda mi się szybko ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńJuż od pewnego czasu mam na nią chrapkę i mam nadzieję, że mi również spodoba się bardziej nić GNW :)
OdpowiedzUsuńMam w planach oczywiście, mam nadzieję, że uda mi się niedługo przeczytać :)
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że będąc gdzieś w księgarni czy bibliotece nie zwróciłabym najmniejszej uwagi na tą książkę, ale dzięki twojej recenzji spróbuję na nią zapolowac. GNW było dla mnie ok, ale bez szału, może tu będzie inaczej :D
OdpowiedzUsuńZdecydowanie chcę przeczytać tę książkę. :)
OdpowiedzUsuń"Gwiazd naszych wina" bardzo mi się podobało, ale teraz nie jestem w stanie przełknąć choćby jednej strony romansu. Poza tym ostatnio oświeciło mnie, że wszystkie cytaty, którymi wszyscy się zachwycają, Green wziął ze Shakespeare'a. No i jeszcze te filozoficzne przemyślenia... Już kilka razy słyszałam, że "Zac&Mia" jest lepszą pozycją, jednak ja wciąż boję się po nią sięgnąć...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Uwielbiam GNW i głównie ze względu na podobieństwo tych powieści, chciałabym sięgnąć również po tę ;)
OdpowiedzUsuń