To tylko sen,
powtarzasz uparcie w myślach. Nie może być prawdziwy. Słyszysz okropne krzyki, czujesz mdlący zapach róż. Starasz się
odpędzić straszne myśli. Kolejny wrzask. Do twoich uszu trafia krzyk. Wydaje ci
się znajomy. O nie, to nie może być… Otwierasz oczy, a twój koszmar staje się
prawdziwy. Znów trafiłeś na arenę, a Głodowe Igrzyska trwają.
Katniss
Everdeen, dziewczyna, która igra z ogniem przeszła przez ten koszmar po raz
drugi i przeżyła Ćwierćwiecze Poskromienia. Niestety, jej dom wraz z całą
Dwunastką został spalony przez Kapitol. Teraz mieszka wraz z matką i siostrą w
Trzynastce, która wbrew temu co mówił Kapitol, istnieje i co więcej – ma zamiar
przeciwstawić się dyktatorskiej władzy. Katniss wykończona fizycznie i
psychicznie zgadza się zostać Kosogłosem – symbolem oporu. Zadanie nie będzie
łatwe, ponieważ dziewczynie dane będzie zmierzyć się nie tylko z wojskami
prezydenta Snowa, ale także z własnymi problemami moralnymi i miłosnymi. Czy
podczas wojny jest czas na jakiekolwiek uczucia? Czy może to usprawiedliwić
nawet najokrutniejsze postępowanie wobec innych?
Zarówno
pierwszą i drugą część Igrzysk Śmierci przeczytałam z dobre trzy lata temu.
Pożyczyłam je od kuzynki, więc w sumie od niej wszystko zależało. Miała także Kosogłosa, ale nie mogła mi go pożyczyć,
bo był u kogoś innego. Później miała go wysyłać, dać na wakacjach… Skończyło
się tak, że nie przeczytałam ostatniej części. W końcu na święta odpakowując
prezenty znalazłam tam oto tą niebieściutką książkę. Bardzo się cieszyłam,
zapomniałam o wcześniejszych uprzedzeniach. Do momentu w którym kończy się
filmowa pierwsza część Kosogłosa
zniosłam dobrze. Chociaż wiedziałam o wszystkim co się stanie (mało co zostało
zmienione w filmie) podobało mi się. Kiedy
dotarłam do „drugiej” części, już nie było mi do śmiechu, a wręcz przeciwnie.
Wyobrażałam
sobie wielokrotnie jak Suzanne Collins napisze trzecią część, tym razem bez
Igrzysk. Czy da sobie radę? A może nie wyjdzie jej to w ogóle? Miałam wiele scenariuszy, dotyczących
nie tylko tego co wymyśli, ale też tego jak to zrobi. Dalej nie pojmuję jak
mogła zrobić coś takiego. Moje serce przyśpiesza na samą myśl o Kosogłosie. Dzieje się to samo co przy
książkach spod pióra Johna Greena. Nienawidzę i kocham Collins jednocześnie.
Nie wiem które uczucie jest poprawne. I chociaż na zewnątrz wyglądam
zwyczajnie, w środku mnie jest istne pobojowisko, spowodowane przez tą jedną,
niewinnie wyglądającą książkę. Sama nie wiem co się stało, ale czytając Kosogłosa wszystko się ciągnęło.
Zawieszałam wzrok dłużej na stronie, czytałam ją ponownie. Starałam się
zrozumieć co się dzieje. I dlaczego musi być tak a nie inaczej.
Bohaterowie to
zupełnie inna bajka niż na samym początku. Katniss stara się być poważna,
opanowana, ale nie wychodzi jej to ani trochę. Siedzący w jej głowie czytelnik
często sam myśli, że zwariowała, że jest z nią coraz gorzej. W sumie nie dziwię
się. Suzanne postawiła przed sobą trudne zadanie do wykonania – stworzyć
postać, która dwukrotnie przeżyła Głodowe Igrzyska i nie zwariowała. Pewnie
uważasz, drogi Czytelniku, że to głupie, ale za to prawdziwe. Nie byłabym w
stanie wykreować postaci tak dobitnie skrzywdzonej, załamanej i dążącej tak
uparcie do celu. Dajmy jednak spokój żołnierzowi Everdeen. Tak jak w
poprzedniej części szczerze nienawidziłam Finnicka, w Kosogłosie coś mnie złamało i naprawdę go polubiłam. Szczerze go
polubiłam. Dlaczego mi to zrobiłaś, Suzanne Collins?
Nie mogłam się
doczekać, aż skończę tą trylogię. Ale dopiero teraz dotarło do mnie, jak bardzo
nie chcę jej kończyć. Wolałam pozostać w słodkiej niewiedzy, jednak nie byłam w
stanie wytrzymać. Mogę ją przeczytać drugi i trzeci raz, ale nigdy to już nie
będzie to samo. Po skończeniu tej trylogii siedzę i wpatruję się w
nieistniejący punkt, zastanawiając się, co pocznę teraz ze swoim życiem. Moja
ukochana trylogia skończona. Mimo tego, że jestem ciekawa co nastąpiło po
zakończeniu, cieszę się, że Collins skończyła z tym raz na dobre i nie będzie
tego ciągnąć w nieskończoność jak niektórzy autorzy. Podczas czytania Kosogłosa zostałam „wbita” w fotel. Wiele razy
czytałam jedno zdanie w kółko starając sobie udowodnić, że to nie jest prawdą.
Trzęsłam się, książka spadła na ziemię kilka razy. Nie wiedziałam, jak
zareagować. Ta powieść (w sumie cała trylogia) są taką bombą emocjonalną, że to
jest nie do opisania. Jeśli ty, drogi Czytelniku, jeszcze nie zabrałeś się za
dzieła Suzanne Collins, mam dla ciebie ostrzeżenie - Igrzyska Śmierci
uzależniają.
10/10
"Ogień jest zaraźliwy! I
jeśli my spłoniemy, Ty spłoniesz razem z nami."
Igrzyska śmierci
Igrzyska śmierci | W pierścieniu
ognia | Kosogłos
Uwielbiam tą książkę, uroniłam przy niej łzy, a teraz nie mogę się doczekać filmu, gdyż uwielbiam oglądać innych wyobrażenie ;)
OdpowiedzUsuńCudowna. Pamiętam, że odebrałam ją najlepiej w porównaniu do pozostałych części, najbardziej mi się spodobała, najbardziej mnie rozbiła. Koniecznie muszę tę trylogię rozpocząć raz jeszcze, bo jest co wspominać.
OdpowiedzUsuńKsiążka bardzo dobra , lecz mi bardziej podobała się część I i II. Taa była naprawdę bardzo dobra ale jednak... dla mnie 8/10 :)
OdpowiedzUsuńCzytałam, ale ten tom trylogii najmniej mi się podobał :)
OdpowiedzUsuńa na mnie trylogia Collins dalej czeka na półce i się kurzy :(
OdpowiedzUsuńNa razie przeczytałam tylko 1. tom, ale resztę mam w planach.
OdpowiedzUsuń