„Jesteście pewni, że powinniśmy tam
wchodzić?” pytasz z nutką przerażenia w głosie. „A co, boisz się?” odpowiada ci
wredny uśmieszek. Kręcisz głową i na trzęsących się nogach ruszasz do wejścia.
Powoli otwieracie drzwi do starego psychiatryka, świecąc latarkami na lewo i
prawo. Nawet jedno z was robi zdjęcia. Nie podoba ci się to coraz bardziej.
Zastanawiasz się, czy nie zawrócić, ale w końcu postanawiasz zostać. Wolisz być
tutaj, ale z nimi niż sama na dworze. Przechodzicie przez opustoszałe korytarze,
zaglądając do niektórych pokoi. Nagle podłoga zaczyna się trząść. A sufit spada
wam na głowę. I jest tylko ciemność.
Mara Dyer budzi się w szpitalu, nie
pamiętając, skąd się tam wzięła. Wydawałoby się, że już nic gorszego nie może ją
spotkać. A jednak… To, że nie pamięta momentu wypadku, w którym zginęli jej
przyjaciele, podczas gdy ona sama w przedziwny sposób ocalała, budzi w niej
podejrzenia, iż kryje się za tym coś więcej. Ma rację. Mara nie może uwierzyć,
że po tym, co przeszła, potrafi się jeszcze zakochać. Myli się. Każdy kryje w
sobie tajemnicę, wystarczy ją obudzić.
O Marze
Dyer było głośno długo przed tym, zanim została wydana w Polsce. Niektórzy
z polskich blogerów przeczytali ją w oryginalne i w sumie dzięki temu,
wcześniej zaistniała na polskim rynku wydawniczym. Aż w końcu się okazało, że
niedługo wyjdzie w naszym języku. Wszyscy się cieszyli, łącznie ze mną. I
została wydana. Kiedy brałam się do czytania tej lektury, spodziewałam się
czegoś naprawdę niesamowitego. Czegoś, co sprawi, że nie będę w stanie
pozbierać swoich myśli, ani przeczytać jakiejś innej powieści (tak zwany
„książkowy kac”). Cóż mogę powiedzieć. Z jednej strony nie było tak źle, a z
drugiej się trochę zawiodłam.
Nie mogę powiedzieć, że książka mi się
aż tak bardzo nie podobała, bo skłamałabym. Sama w sobie fabuła mi się podoba,
zresztą tak samo jak pomysł. Ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Michelle Hodkin posługuje się
potocznym językiem, co znacznie przeszkadza w czytaniu. Nigdy nie sądziłam, że napiszę
coś takiego, ale w takiej książce potoczny język jest niczym przekleństwo. Do tego
jest on w niektórych momentach tak nudny, że jest się w stanie przysnąć.
Powieść jest przepełniona dialogami, a w miejscu których ich nie ma, Mara
najczęściej użala się nad sobą. Akcja toczy się niesamowicie szybko, tajemnice
bez rozwiązania są non stop podawane czytelnikowi, prawie jak na tacy.
Z bohaterami również „szału nie ma”.
Mara jest nudna, nie ma w niej nic nadzwyczajnego. Do tego w tak wielu sprawach
jest perfekcyjna. Praktycznie nie ma problemów z nauką, pięknie rysuje i
podrywa ją największy przystojniak w całej szkole. Jest ona niesamowicie
denerwująca, przez co niekoniecznie fajnie czyta się powieść z jej punktu
widzenia. Noah nie jest lepszy. Nieuchwytny chłopak, podkochujący się w głównej
bohaterce (chociaż cała szkoła „na niego leci”) i cały czas namawiający ją, aby
się z nim umówiła (między nami, jeśli wobec mnie chłopak byłby tak natarczywy,
pozbyłabym się go raz, dwa). W sumie jedyną osobą która mi się spodobała, i
dodała trochę koloru tej historii to Jamie.
Szata graficzna jest naprawdę
genialna, i przyznaję to z czystym sumieniem. Nie zamieniłabym jej na żadną
inną. Jest ona utrzymana w ciemnych barwach, a sposób w jaki jest
zaprezentowany tytuł jest niezwykle pomysłowy.
Powiem tak. Nie odradzam Mary Dyer. Co nie zmienia faktu, że
Michelle Hodkin mogłaby zrobić to lepiej, ale dam jej jeszcze jedną szansę,
żeby móc się poprawić. Zobaczymy, jak wyjdzie jej druga część, która pojawi
się na półkach już na początku przyszłego roku. Koniec bardzo mi się podobał i
cóż… Zobaczymy co będzie dalej.
6/10
„- O Boże,
prześladujesz mnie jak zaraza! - warknęłam.
- Kunsztownie
wymyślona, koronkowo subtelna i totalnie epicka alegoria dysonansu poznawczego
- orzekł. - Cóż, dzięki. To jeden z najbardziej wyszukanych komplementów, jakie
usłyszałem.
- Bo dla mnie to
jedna cholera.”
Mara Dyer
Mara Dyer. Tajemnica
| Mara Dyer. Przemiana | The Retribution
of Mara Dyer
Za możliwość poznania
historii Mary Dyer dziękuję Grupie Wydawniczej Foksal!
Ta książka czeka w kolejce u mnie na półce, więc niedługo sama ją ocenię ;)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com
Dokładanie! Wreszcie ktoś, kto się ze mną zgadza. Jestem jedną z tych osób, które przeczytały ją w oryginale. Rzeczywiście, pomysł rewelacyjny i to on mnie zachwycił. Wykonanie średnie, wątek tajemnicy zepchnięty na margines na rzecz nijakiego wątku miłosnego. A Mara... to Mara, nijaka, nie potrafię o niej nic powiedzieć. Też się trochę zawiodłam.
OdpowiedzUsuńCoś ostatnio książka wróciła na blogi :) Mam ją w planie :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że ostrzegasz - nie będę czytać, nie mój typ. :)
OdpowiedzUsuńNawet pomimo tego, że nie jest ona ostatnio jakoś opisywana w superlatywach, to i tak chętnie przekonałabym się na własnej skórze, czy jest to dobra lektura:)
OdpowiedzUsuńKto nie słyszał o Marze? Obecnie chyba nikt. Mimo to mam zamiar poczekać z lekturą aż szum wokół niej ucichnie.
OdpowiedzUsuńMam zamiar przeczytać, jeszcze przed premierą drugiego tomu. Nic nie jest w stanie mnie zniechęcić :)
OdpowiedzUsuń