Safi jest
jedyną w Czaroziemiach prawdodziejką, zdolną zdemaskować każde kłamstwo. Swój
dar trzyma w sekrecie, inaczej zostanie wykorzystana w konflikcie między
imperiami. Z kolei prawdziwe moce Iseult są tajemnicą nawet dla niej samej. I
lepiej, żeby tak zostało. Safi i Iseult pragną jedynie wolności.
Niebezpieczeństwo czai się tuż za rogiem. Zbliżają się niespokojne czasy, wojna
wisi w powietrzu i nawet sojusznicy nie grają fair. Przyjaciółki będą walczyć z
władcami i ich najemnikami. Niektórzy posuną się do ostateczności, by dopaść
prawdodziejkę.
O Prawdodziejce było głośno wszędzie. Na
zagranicznym Book Tubie. Gdzie się nie obejrzałam tam pisano o niej. Była też
na prawie wszystkich polskich blogach i kanałach, bardzo wychwalana.
Niesamowicie się na nią cieszyłam. Więc kiedy do mnie przyszła, od razu wzięłam
się za czytanie, które szło mi dość opornie. I to nie tylko na początku, ale
prawie przez większość książki. Ciekawa, oryginalna, ale czy naprawdę tak dobra
jak mówi większość osób?
Muszę
przyznać, że pomysł jest naprawdę inny i wciągający. Susan stworzyła cały świat
od podstaw. Świat, który ma swoją historię sięgającą dużo wstecz. Świat, który
tworzy spójną całość z historią dwóch przyjaciółek. Najbardziej spodobał mi się
wątek więziosiostry, więziorodziny i sercowięzi. Nie jestem pewna dlaczego.
Wydaje mi się, że właśnie to nadało Prawdodziejce
inny wydźwięk. Pokazało, że oprócz akcji i walki znajdzie się tu miejsce na
takie wartości jak miłość i przyjaźń.
Bohaterowie są
dobrze wykreowani. Było ich od groma i jeszcze trochę, przez co zdarzało mi się
gubić, a teraz, kilka dni po jej przeczytaniu trudno mi powiedzieć kto jest
kim. No i tak jak Iseult okazała się całkiem fajna, tak Safi nie mogłam przeboleć.
Niesamowicie mnie denerwowała, ciągle zachowywała się jak księżniczka, a potem
nagle jej to mijało. Podobnie było z Merikiem. Irytujący, nagle stawał się
dobroduszny i sympatyczny, lecz mojego serca i tak sobie nie zaskarbił.
Susan Dennard
pisze w fajny, chociaż ciężki sposób. Trudno mi się ją czytało, mimo tego, że
była całkiem niezła. Kilkanaście ostatnich stron jest wyśmienitych i jest to
niestety jeden z niewielu momentów w których naprawdę udało mi się wciągnąć.
Niby ciągle coś się dzieje, ale jednak jest to dość monotonne i raczej łatwo
przewidzieć co będzie następne. Plusem jest to, że historia jest opowiadana z
różnych punktów widzenia, co pozwala zobaczyć to czytelnikowi od każdej ze
stron.
Prawdodziejka na pewno jest oryginalna i
ciekawa, chociaż nie do końca się tego spodziewałam. Trochę się męczyłam z
przebrnięciem przez nią, jednak jest ciekawa i warta uwagi, o ile ktoś lubi
fantastykę. Jeśli nie, nie obiecuję, że to przypadnie wam do gustu. Jest to
jedna z tych powieści, które czyta się mając umysł otwarty na zupełnie nowe… doświadczenia.
Świat, historię, postaci. Niewiele brakuje Susan Dennard do czegoś naprawdę
niesamowitego.
6/10
„Bądź jak kwiat, jak
kwiat na tafli jeziora.”
Czaroziemie
Prawdodziejka |
Wiatrodziej | Bloodwitch | ???
Za możliwość poznania więziosióstr dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non!
o Prawdodziejce słyszałam ostatnimi czasy bardzo wiele i była ona dosłownie wszędzie. Teraz już zauważam, że ten szał na nią trochę zelżał. Ja jednak raczej nie mam w planach czytania tej książki. Obawiam, że mogłabym tak jak Ty, trochę męczyć się z nią.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
http://recenzje-sophie.blogspot.com/