Siedzisz na podłodze hotelu pokojowego sięgając po plecak.
Przyciągasz go do siebie, wyjmując notatnik,
od niedawna pamiętnik. Wyciągasz długopis. Uśmiechając się pod nosem,
rozmyślasz o tym co dziś dziwnego robiłeś . Paralotnie, podróże... I... nagle
zdajesz sobie sprawę jak czas szybko mija. Dopiero co byłeś dzieckiem, a
teraz... Ach ten czas... Płynie nieubłaganie, i nie zatrzymasz tego...
"Zasady śmiesznego zachowania" to rozdarta na trzy
części intymna spowiedź bohatera, którego trafnie charakteryzuje pewna uwikłana
w relację z nim kobieta: "Jesteś wiecznie niezadowolony, nieokreślony, nie
można się do Ciebie zbliżyć, nie dasz się nabrać, robisz z siebie gwiazdę,
chlejesz, rżysz jak koń, w środku cały się trzęsiesz, potem bierzesz stilnox,
żeby zasnąć. Chcesz tak umrzeć? Chcesz i jeszcze będziesz z tego śmiesznie
dumny".
Na początku dowiadujemy się, że mężczyzna bierze psychotropy niewiadomego pochodzenia. Na kartach powieści
coraz bardziej poznajemy dość irytującego faceta. Towarzyszymy mu kiedy
odurzony lata na paralotni, robi bilans „straconych lat”, zajmuje rozmową
umierającego ojca, zbywa niedającą się zbyć kobietę, czy płynie w dół delty
Dunaju, żeby wysypać prochy ojca do najbardziej z obrzydliwych mórz. A jak się
okazuje, także symbolicznie odnaleźć siebie.
Wszyscy uważają, że ta książka jest znakomita, albo chociaż
bardzo dobra. Jednak ja mam inne zdanie. Gdy dowiedziałam się że książka jest
wyróżniona „prestiżową Nagrodą Josefa Škorveckiego” oraz, że „Zasady, to piękna proza, która unosi na
hipnotyzujących falach pomysłowego języka, celnych obserwacji, zaskakująco
intymnych zwierzeń i energicznych dialogów” aż zaniemówiłam. Możliwe, że Czesi
rozumieją tą książkę inaczej.
Z jednej strony książka opowiada o wszystkim i o niczym.
Przez ponad 150 stron główny bohater opowiada głównie o sobie. Długie monologi,
wspomnienia z pobytu w wojsku, o tym jak się czuje. Wszystkie te punkty
upewniają mnie, że bohater jest nudny i nieciekawy. Żeby chociaż opowiedział to
w ciekawy sposób, ale nie, musi podawać to w sposób szarobury i jednostajny,
takie mówienie dla samego mówienia. Podstarzały facet opowiada, jak to mu w
życiu źle, że do niczego nie doszedł i jest samotny, ale najgorsze jest to, jak
udaje stuprocentowego faceta i przezywa kobiety od zwierząt. To, w jaki sposób
to robi, już po chwili staje się niesmaczne. Żeby chociaż raz na jakiś czas
pochwalił się czeskim poczuciem humoru. Co to, to nie.
Co do książki mam mieszane uczucia. Dla mnie autor nie
spisał się idealnie, ale mogło być gorzej. Chyba najbardziej przeszkadzało mi
to, że Emil Hakl używał dużo nazw, które nie wszyscy rozumieją, chociaż na
końcu książki są dwustronicowe tłumaczenia różnych wydarzeń, ale gdyby na to
spojrzeć, tak czytacie książkę, a tu słowo „Kyje”. Pierwsza myśl jaka się
pojawia, to „co to znaczy?”. Uważam, że to przesada aby cały czas trzeba było
zaglądać na koniec książki.
Zasady jeśli chodzi o czytanie niemiłosiernie się dłużą.
Jest to książka, napisana w taki sposób, jakby Hakl tego nie przemyślał, i pisał
spontanicznie, pod wpływem chwili. Na końcu chciałabym na chwilę podczepić się
do okładki. Zapowiada ona coś obiecującego. Odrobinę nie potrafię znaleźć
powiązania między okładką, a zawartością powieści. Opisy są przydługie, a autor
ujmuje to w taki sposób, jakby sam nie wiedział co napisać. W skrócie, nie
polecam. Wydaje mi się, że autor przecenił swoje możliwości.
4/10 lub 2/6
„Za dziesięć lat zesrasz się z przerażenia, że wszystko zmarnowałeś. Przyjdzie czas, że będziesz wdzięczny za każdy przypadkowy spam, bo będzie ci odwalało z samotności 100x gorzej niż mi teraz.”
Za książkę dziękuję
portalowi Sztukater!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo mi miło jeśli komentujesz mój post! Ciepło zachęcam do wyrażenia swojej własnej opinii :)
Daria